wtorek, 22 listopada 2016

5 sposobów na zabicie skuteczności marketingu!

5 sposobów na zabicie skuteczności marketingu!


Autor: Robert Wąsik


O tym, że każda strategia marketingowa ma jakieś plusy, pewnie już wiesz. Być może wiesz też, że jedynym plusem niektórych jest to, że uczą, żeby więcej ich nie tykać. Czy zastanawiałeś się kiedyś, dlaczego pewne metody po prostu uparcie nie działają? Oto 5 najczęstszych powodów.


  1. Metody zużyte. Tutaj ukłon przede wszystkim w stronę wielbicieli metod SEO sprzed kilku lat: katalogów, precli itp. Kiedy jakieś 5 lat temu pisałem na swoim starym blogu, że korzystając z Artelis dwoma linkami osiągam lepszy wynik w pozycjonowaniu niż dominująca firma na rynku metodami zmasowanego ataku na dziesiątki tysięcy katalogów, zostałem nazwany oszustem. Nie zrobiło to na mnie wrażenia (na kliencie, który wtedy kupił te dwa linki też nie). Od tego czasu jednak SEO więcej mniej nie interesuje zawodowo – czytam tylko o tym, że biało-czarny zwierzyniec Google, siejąc pomór wśród precli i katalogów milcząco przyznał mi rację. Te metody równie skutecznie naprawiają pozycję, co chwilówki domowy budżet. Jedna wielka ściema, która nie ma prawa działać.

  2. Ignorowanie segmentu klientów. Błąd najczęściej nie wynika ze świadomego działania, tylko raczej braku świadomości. Sama kampania reklamowa to niewielki wydatek i żaden wysiłek w porównaniu z przygotowaniem gruntu. Badania rynku trzeba prowadzić regularnie, ale bardzo często nie muszą one polegać na ankietowaniu – na początek wystarcza eksperyment myślowy. Trzeba zrobić coś w rodzaju reverse engineering na własnych produktach i usługach: czym właściwie są, kto mógłby (i dlaczego) i szukać, a także w jaki sposób (o ile w ogóle) potrzeby klienta zostałyby zaspokojone. Wielu przedsiębiorców – być może Ty też – za bardzo kocha swoje produkty, żeby spojrzeń na nie krytycznym okiem. Prowadzi to często do przeoczenia ważnych cech własnego produktu, nieakcentowaniu ich w promocji i tym samym zignorowaniem całego, czasem bardzo dużego segmentu klientów.

  3. Łut szczęścia. W kampanii marketingowej ważny jest plan. Możesz mieć kiepskie materiały (ale zawsze ktoś na nie spojrzy), fatalnie napisać tekst reklamowy (szkoda, ale się zdarza), wybrać gorszy czas antenowy na nadanie klipu (ale lepszy zły niż żaden). Popełniać błędy należy jednak świadomie. Wyobraź sobie kierowcę, który pomyka sobie w zabudowanym 120/ godz (albo wyjrzyj przez okno, bo to nie kwestia wyobraźni). To zawsze zagrożenie. Jeśli jednak wie, że za 500 metrów jest zwężenie, to ma szansę wyjść z tego cało – jeśli nie… No cóż, szanse są dużo mniejsze, a to jeszcze nie jest najbardziej drastyczny przykład. Jeśli chcesz coś zareklamować, to nie rób tego od przypadku do przypadku. Jasne – taką metodą na chybił-trafił, też można coś ugrać, ale najczęściej się to nie opłaca, skoro można łatwo działać celniej.

  4. Kiepski partner. Zwykle kampanii reklamowej nie przeprowadzisz sam. Niezależnie od tego, co robisz w ramach promocji, potrzebujesz a) materiałów, b) doradztwa, c) sprzętu, d) nośnika, i tak dalej, i tak dalej. Jeśli piszesz artykuły, takie jak ten – musisz mieć partnerski serwis jako miejsce publikacji (a jeśli na własnym blogu – hosting), jeśli potrzebujesz ulotek, to drukarni, jeśli przyczepy reklamowej to kierowcy. Czasem to, że kampania reklamowa nie działa, wynika nie z Twojego błędu, tylko z tego, że zawali „ten drugi”. To chyba jeden z większych problemów technicznych, bo zanim znajdziesz dobrego partnera, to prawie na pewno parę razy się przejedziesz, co boli, ale ostatecznie prowadzi do celu.

  5. Zły język. Nie mam tu na myśli tylko języka mówionego czy pisanego. Chodzi raczej o niedopasowanie środka przekazu do charakterystyki treści i odbiorców. To tak, jakby motto zakładu pogrzebowego brzmiało „Nie martw się!”. Skądinąd właśnie po to takie firmy istnieją, ale przyznasz, że niekoniecznie brzmi to dobrze, zwłaszcza jeśli w formie graficznej byłoby przedstawione na tle wiosennej łąki. Wszystkie elementy osobno są OK, ale razem po prostu nie współgrają. A to skrajny przykład, bo czasem są takie grupy docelowe, które po prostu w ogóle nie reagują na materiały filmowe, nawet najlepsze, albo takie produkty, które bez sensu jest reklamować w gazetach (np. maszyny brajlowe).

Krótkie podsumowanie? Proszę bardzo: najpierw myśl, potem działaj. Pamiętaj, że nie ma metod uniwersalnych, niezawodnych i pewnych. Planuj, działaj, kontroluj i wygrywaj. To tyle. Proste? Proste!


Od Ciebie zależy, czy kampania przyniesie spodziewany efekt. Wybieraj skuteczne metody promocji!

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Jak pisać do Internetu? Poradnik SEO copywritingu

Jak pisać do Internetu? Poradnik SEO copywritingu


Autor: Joanna Kulik


Pisanie tekstów do Internetu to dziedzina, która rządzi się swoimi prawami – warto przyswoić sobie zatem seo copywriting. Pomijając czynniki takie jak pozycja samej strony, promocja treści, czy popularność witryny publikującej, to my – osoby piszące – mamy duży wpływ na popularność naszych tekstów w sieci.


Jeszcze kilka lat temu, kiedy uczyłam się sztuki dziennikarstwa, rzadko uczono nas zasad pisania artykułów do Internetu. Generalnie sprowadzało się to do przeklejenia gotowca przygotowanego dla wersji papierowej do CMSa (ale czy dziennikarze tradycyjni wiedzieli co to CMS? A gdzie tam!). Dziś osobom prowadzącym blogi czy portale internetowe trudno sobie wyobrazić, aby mieli zignorować reguły pisania tekstów do Internetu – tzw. seo copywriting. Zasady te mają na celu między innymi wypozycjonowanie artykułu w Google’u i zebranie dużego ruchu. Dziennikarstwo rozdwoiło się pod względem rzeczywistości, w której funkcjonuje, a od kilku lat to internetowe zdecydowanie dominuje.

SEO copywriting to potężne wsparcie pozycjonowania

Zacznę od śmiałej tezy – współcześnie czytamy dużo. Nie, nie książek, ale tekstów, artykułów w Internecie, blogów, poradników, dyskusji na forach. Osoby piszące teksty (czy to dziennikarze, czy copywriterzy, blogerzy, czy branżowi influencerzy) wiedzą, że aby zaistnieć w sieci muszą przestrzegać zasad optymalizacji, czyli zasad można powiedzieć technicznych. Do tego jest pewna grupa tematów, które przyjmują się w Internecie i mają większe szanse przyciągnąć czytelników.

W blogosferze znajdziecie wiele poradników na temat przygotowywania wpisów na blogi czy pisania tekstów do Internetu. Dzisiaj przygotowałam własny poradnik omawiający najważniejsze (moim zdaniem) aspekty seo copywritingu. Skupiam się na tekstach publikowanych na blogi, jednak w przypadku portali internetowych ma zastosowanie wiele z poniższych wskazówek. Nie zawieram tu porad na temat opisów produktowych, o których zamierzam napisać oddzielny tekst. Jak pisać żeby się czytało, żeby się podobało i żeby się wypozycjonowało? Ciekawych zapraszam do lektury dalszej części.

1. Wybór tematu i co „się czyta” w Internecie?

Temat wpisu powinien być oczywiście spójny z tematyką bloga czy portalu, ale moim zdaniem więź ta wcale nie musi być zawsze restrykcyjnie przestrzegana. Czasami można poszaleć i napisać coś lifestyle’owego czy popełnić jakiś felieton. Pamiętajmy jednak, że nasz temat to oś, wokół której będziemy optymalizować tekst pod wyszukiwarkę i czytelników. Temat będzie jednocześnie naszą frazą kluczową, po której czytelnik ma do nas trafić poprzez wyszukiwarkę. Kwestia tematów to oczywiście sprawa indywidualna, jednak jest kilka sprawdzonych rozwiązań:

  • Aktualne trendy w branży
  • Wyniki badań, dane statystyczne,
  • Aktualne tematy kontrowersyjne w branży,
  • Nowości, newsy, ploteczki,
  • Poradniki i case studies,
  • Zestawienia i wyliczanki „10 pomysłów na…”,
  • „Jak w tydzień zrobić coś…” itd.

Aby znaleźć dobrze dobraną frazę możemy skorzystać z Planera Słów Kluczowych (Keyword Planner) na koncie AdWords (o ile je posiadamy), a także zainspirować się tekstami, które już zostały opublikowane (na przykład na konkurencyjnych portalach) i już mają wysokie pozycje w Google. Najważniejsze jednak to zadać sobie pytanie: Czy ty byś kliknął/kliknęła w ten tytuł? Czasami seo copywriting za mocno skupiony jest na frazach kluczowych – zapominamy, że teksty powinny być atrakcyjne dla nas samych jako czytelników. Po prostu – w doborze tematu (tytułu, nagłówka) myśl jak czytelnik.

2. Temat – fraza kluczowa – nagłówek

Poprawny seo copywriting oparty jest ponadto na związku, który zachodzi pomiędzy tematem, frazą kluczową i nagłówkiem tekstu. Te trzy elementy powinny być tożsame, co nie znaczy, że identycznie brzmiące (ale dobrze, żeby były). Na przykład piszesz na podróżniczym blogu o pomysłach na tanie zwiedzenie Chorwacji – to jest twój temat zawierający już podpowiedź słów kluczowych, które umieścić w tekście i tytule artykułu. Słowa te to fraza „tanie zwiedzanie” oraz „Chorwacja”. Tytuł powinien je zawierać. Twoje tytułu mogą zatem brzmieć:

„Tanie zwiedzanie Chorwacji”,
„Tanie zwiedzanie: Chorwacja”,
„Jak tanio zwiedzić Chorwację”
…i dziesiątki innych kombinacji.

3. Pojawianie się frazy kluczowej i wtyczka Yoast na WordPress

Podstawą optymalizacji tekstu pod wyszukiwarki jest umieszczenie frazy kluczowej w najważniejszych elementach tekstu. Seo copywriting zakłada umieszczenie ich w:

  • tytule (znacznik h1),
  • metaopisie (jeśli macie odpowiednią wtyczkę w swoim edytorze),
  • śródtytułach (znaczniki h2 i h3),
  • w kilku miejscach w akapitach tekstu (w leadzie na początku, jedno na końcu, kilka w środku).

Polecam przygotowanie oddzielnego metaopisu z frazą kluczową i tekstem streszczającym w dwóch zdaniach, o czym jest tekst i dlaczego jest fajny.

Jeśli Twój blog/portal działa na podstawie WordPressa to warto zainstalować wtyczkę Yoast for SEO – swoistą checklistę, która podpowiada krok po kroku, co jeszcze musisz zrobić, aby dostać zielone światełko SEO (czyli: tekst zoptymalizowany poprawnie). Oczywiście nie trzeba zawsze ślepo podążać za wskazówkami SEO i wciskać słowa kluczowe w miejsca, gdzie one nie pasują. Pamiętajcie, że taki tekst może wyglądać nienaturalnie, ale co najgorsze – czytelnicy mogą poczuć się zniechęceni i mniej ważni, niż wyszukiwarka. Do tego nie można dopuścić – czytelnik jest najważniejszy :)

4. Zdjęcia i atrybuty ALT

Wpisy na blogach i artykuły powinny być opatrzone ilustracjami. Tekst jest wówczas bardziej atrakcyjny dla czytelniczego oka, a dodatkowo ma to dobry wpływ na jego pozycję w wyszukiwarce. Obrazek powinien oczywiście ilustrować tematykę tekstu – nawet techniczne tematy można uatrakcyjnić zdjęciami lub grafiką. Jeśli nie wiesz skąd wziąć darmowe ilustracje na bloga koniecznie zapoznaj się z moim poradnikiem Top 10 darmowych banków zdjęć.

Ilustracja wpisu/artykułu/opisu produktowego powinna być zoptymalizowane pod wyszukiwarki. Po pierwsze zdjęcie nie może być za duże, ponieważ wydłuża czas ładowania strony, a zatem – nie spełnia jednego z podstawowych czynników wpływających na pozycję strony. Obrazek należy przeskalować w programie graficznym, dobrze jest także zmniejszyć jego ciężar. Istnieją witryny, w których możesz zmniejszyć rozmiar ilustracji online – na przykład tutaj lub tutaj.

Kolejna kwestia to nazwa obrazka – już na etapie wrzucania ich do CMSa ponazywaj pliki tak, aby odzwierciedlały to, co na obrazku się znajduje. Dodatkowo uzupełnij frazą kluczową pole „Tekst alternatywny” (w WordPressie). Możesz to także zrobić z poziomu kodu strony w html – tu należy zastosować taki wzór:

5. Linkowanie wewnętrzne i zewnętrzne

Tekst dobrze zoptymalizowany powinien posiadać linki. Zarówno dla wyszukiwarki, jak i dla czytelnika jest to sygnał, że strona jest autentyczna, rozbudowana, ciekawa. Wpływa to na naturalnie wyglądającą strukturę linków, a to już krok bliżej do wyższej pozycji w wyszukiwarce.

Jakiego rodzaju mają to być linki? Jeśli na przykład przekazujesz jakieś informacje, które znalazłeś na innej stronie, należy podać jej źródło. Linki takie możesz opatrzeć neutralnym anchorem np. „Tutaj”, „Zobacz”, „Przeczytasz w tym miejscu”. Dodatkowo warto zadbać o linkowanie wewnętrzne do innych wpisów i podstron naszego bloga/strony. Wpłynie to na długość wizyty czytelnika na stronie, dodatkowo możesz zaciekawić go innymi artykułami. Portale bardzo często przeplatają akapity swoich artykułów odnośnikami do innych artykułów.

6. Kompozycja tekstu

Kompozycja i budowa tekstu mają ogromne znaczenie i decydują o tym, czy czytelnik w ogóle zabierze się za jego czytanie. Nie może to być monolit – tekst należy rozczłonkować na fragmenty (akapity, paragrafy), a każdy fragment powinien zaczynać nowy aspekt/zagadnienie, które poruszasz w tekście. Należy także stosować śródtytułu zapowiadające, czego dotyczy następny paragraf tekstu. Nikt nie chce czytać zadrukowanego małą czcionką betonu ;). Dobrze sprawdzają się też wszelkiego rodzaju wypunktowania – porządkują wiadomości i zapewniają lepszy wizualny odbiór tekstu.

Dobry seo copywriting powinien uwzględniać tak zwany lead (lub lid), czyli krótki tekst wprowadzający czytelnika w tematykę artykułu. Jest kilka rodzajów leadów, na przykład lead streszczający, lead pytający, lead z tezą itd. To właśnie ten fragment, który ma zachęcić do dalszego czytania zaraz po przeskanowaniu nagłówka artykułu. Dobrze jest go wytłuścić i oddzielić od reszty tekstu w widoczny sposób. W tym miejscu należ także dać frazę kluczową, najlepiej na początku, aby czytelnik wiedział, że tekst rzeczywiście odpowiada zapytaniu, które go interesuje.

7. Ortografia i interpunkcja

To taka oczywista oczywistość, jednak nic tak nie razi czytelnika jak błędy ortograficzne i „Przecinki, w, niewłaściwych, miejscach” (Fanpage dla wtajemniczonych). Dużą pokusę stanowi skomponowanie długiego, zawiłego zdania. Problem polega na tym, że wiele osób nie nadąża za strukturą długich wypowiedzi i niewłaściwie stosuje interpunkcję. Warto czasami podzielić to swoje homeryckie zdanie na kilka krótszych. Tekst zyska na dynamice, a ryzyko popełnienia błędu językowego spadnie. Pamiętajmy także, że zanim coś opublikujemy warto to sprawdzić po wielokroć i to pod każdym względem – merytorycznym, językowym, ortograficznym, sprawdzić literówki itd. Źródła informacji muszą być prawdziwe i jednoznacznie wskazane – najlepiej je podlinkować.

8. Jak pisać i na czym polega styl pisania?

Styl pisania to coś, co wyróżnia nas, ludzi piszących. Każdy wielki pisarz ma/miał swój styl, każdy dziennikarz zostawia ślad siebie w swoich tekstach i każdy bloger powinien wyrobić sobie swój własny styl. Może to być pisanie na zasadzie strumienia świadomości – czemu nie? Może to być styl egzaltowany, romantyczny albo przeciwnie – chłodny, informacyjny. Ważne by mieć swój własny ;).

Już wiele lat temu postanowiłam, że nie będę trzymać się w swoim pisaniu jakichś sztywnych reguł eseistyki, jakiej uczono mnie na polskim. Postanowiłam pisać swoje teksty tak, jakbym je wypowiadała.

Seo copywriting to wciąż publicystyka, a jej najważniejszą funkcją jest informacyjność. Każdy, kto pisze, ma za zadanie przekazać jakąś informację, czasami wzbudzić kontrowersje, czasami sprowokować do dyskusji lub po prostu uprzyjemnić komuś czas. Nie rozwlekaj zatem swoich tekstów, nie kręć się w kółko przy jednym punkcie, nie staraj się we wpisie blogowym dokonać syntezy naukowej danego zagadnienia. Najtrudniejszy jest wybór tego, co naprawdę ważne i ciekawe.

Grafiki we wpisie: freepik.com

Tekst oryginalny tutaj


Autor: Joanna Kulik

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Inny świat, czyli okiem copywritera

Inny świat, czyli okiem copywritera


Autor: Robert Wąsik


Zadanie copywritera nie jest łatwe – często opisuje się produkty, co do których nie ma się przekonania, albo wręcz w które się nie wierzy. Tylko że osobiste przekonania nie zawsze mogą wpływać na pracę.


Podstawą jest rzetelność

Żaden szanujący się copywriter nie pisuje precli, a i z opisami do katalogów sprawa łatwa nie jest. Domeną, w której dziś mogą realizować się autorzy, jest szeroko rozumiany marketing treści, czyli content marketing. To artykuły pisane po to, żeby przekazać wiedzę i jednocześnie edukując klienta, zachęcić go do skorzystania z pewnych usług czy produktów. I to jest właśnie ryzykowne posunięcie, ponieważ ogarnięty copywriter ma olbrzymią siłę przebicia – znam kilka takich osób, które potrafią wiedzą sprzedać praktycznie wszystko. Nie wszystko jednak warto sprzedawać – chwilówki? Ręczny klimatyzator na USB (ten przykład będzie za mną chodził do końca życia)? A może suplement diety? Z tych trzech przykładów najlepiej już klimatyzator – jako jedyny nie szkodzi…

Słowo na niedzielę w tym miejscu: suplement diety nie może leczyć ani pomagać, ponieważ – zgodnie z definicją WHO – jest to specyfik zawierający taką dawkę substancji czynnej, dla której nie udowodniono działania terapeutycznego. I w tym jednym zdaniu jest zawarta esencja idei content marketingu i jest to jednocześnie dowód na to, że nie wszyscy copywriterzy do swojego zawodu dorośli.

SEO nie żyje

Sposób postrzegania świata przez copywriterów zmienił się wraz ze śmiercią klasycznego pozycjonowania. Kilka sensownych zmian algorytmu Google sprawiło, że kupowanie miernych linków straciło sens. Kiedy kilka lat temu pisałem, że można użyć kilkunastu linków i osiągnąć taki sam efekt, jaki kilkudziesięcioma tysiącami, mało kto w to wierzył. Dziś praktycznie jest to jedyna sensowna droga na promocję w sieci, a copywriterzy musieli się przestawić z pisania precli po złotówce na dziesięciokrotnie droższe artykuły tematyczne. Niestety na rynku nadal są osoby, które o pisaniu nie mają pojęcia, o cenach też nieszczególnie (jasne, mamy wolny rynek, każdy może wycenić swoją pracę samodzielnie, wiem). Spójrz jednak, jak zmienia to sposób pracy copywritera – jeśli zarabia się 10 razy więcej, to można sobie pozwolić na więcej wybrzydzania: nie pisać na niektóre tematy, za inne skasować drożej, można albo być cwanym i pisać o tym, co się dobrze sprzedaje, albo uczciwym wobec siebie i pisać o tym, w co się wierzy. Paradoksalnie więc teraz copywriterzy to branża bardzo zróżnicowana.

A może wcale nie copywriter?

Wierzę, że każdy tekst, choćby najchłodniejsza emocjonalnie praca naukowa, jest w jakimś sensie tekstem autobiograficznym. W każdym, jeśli ma się odpowiednio wyczulone oko, można zobaczyć „podpis” autora (tutaj na przykład wtrącenia i nadmiar półpauz, czyli jednego z kilku rodzajów „myślników”). Każdy copywriter jest skażony emocjami, swoją historią i swoim wyobrażeniem o tym zawodzie. Podziwiam więc tych, którzy mówią o sobie, że jeszcze nie są copywriterami, bo nie czują się na siłach, skoro ten zawód, choć zwany jeszcze inaczej, uprawiali Jeremi Przybora czy Agnieszka Osiecka. To, czy za teksty w sieci będą odpowiadali właśnie tacy ludzie o podobnych umiejętnościach, czy nieopłaceni stażyści nieumiejący zdania zbudować poprawną polszczyzną, zależy dziś przede wszystkim od Was – od ludzi, którzy zamawiacie teksty.


Autorem artykułu jest Robert Wąsik, właściciel marki TekstPlus - copywriter do zadań specjalnych

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Czy copywriter może sobie pozwolić na emocjonalny ekshibicjonizm?

Czy copywriter może sobie pozwolić na emocjonalny ekshibicjonizm?


Autor: Aleksandra Pajor


Wywołanie emocji u czytelników zdaje się być jednym z największych obiektów pożądania u copywriterów. Jednak jak jest z samymi autorami artykułów i sloganów reklamowych? Mogą ujawniać swoje emocje czy raczej powinni się ich wystrzegać?


Emocje w reklamie są niezbędne, są wspaniałym mechanizmem napędzającym sprzedaż. Wszędzie ich po brzegi (a nawet ponad nie), ze spotów telewizyjnych wręcz wypływają. Co chwilkę w naszych odbiornikach widzimy szczęśliwe dzieciątka, zakochane pary czy uśmiechnięte od ucha do ucha gospodynie domowe (ACH! ta cudowna moc margaryny!).

Jednakże nie tylko pozytywne uczucia możemy tam zaobserwować. Przykładowo w reklamach suplementów diety, które mają kojąco działać na nasze nerwy wiele złości czy wściekłości.

Pierwsze z wyżej opisanych rodzajów reklam dają nam obietnice, w imię których po nabyciu danego produktu też będzie nam tak dobrze jak na załączonych obrazkach (Czy się spełniają? Każdy wie jak jest). Z kolei drugie obdarowują nas nadzieją, że nasze problemy z nerwicą (Czy też chęcią przybicia szefowi, byłemu chłopakowi lub pani w warzywniaku, piątki, najlepiej bardzo grubą dechą w czoło) znikną. Właśnie tak ruszamy śmiałym krokiem do sklepu, bądź apteki. W TV to działa, a w copywritingu?

Copywriter bezwzględnie musi pamiętać o tym, że jeśli już chce sobie pozwolić na jakikolwiek rodzaj emocjonalności w tekście, to musi używać jej w sposób odpowiednio wyważony… Nie może przesadzić, bo wysoce prawdopodobne jest, iż jego tekst zostanie odebrany zupełnie inaczej niż powinien lub wywoła całkowicie odmienny efekt od tego planowanego.

Co więcej, może okazać się po prostu infantylny. No ale… Wiadomo, że wkładając w tekst serce, istnieje większe prawdopodobieństwo, iż uzyskamy artykuł jedyny w swoim rodzaju. Każdy z nas jest przecież inny z całym swoim bagażem uczuć, odczuć oraz doświadczeń. Ale ostrożnie z tym. (No chyba, że w przypadku pisania w Internecie, za “wkład sercowy” będziemy uważać po prostu starania o to, aby tekst był dobry i dopracowany).

W copywritingu pozbycie się emocji, szczególnie jeśli piszemy o rzeczach, z którymi całkowicie się nie zgadzamy jest niesamowicie istotne. Ważne jest też odpowiednie ich dozowanie, jeśli temat jest nam z jakichś przyczyn bliski lub uwielbiamy produkt, markę czy usługę, o której piszemy. Nie jest zatem niczym odkrywczym zastosowanie się do metody ZŁOTEGO ŚRODKA. To recepta na copywriterski tekst, w którym emocje powinny się znaleźć. Choć lepiej, aby nie było ich wcale.


Po więcej zapraszamy na slowowtoku.pl

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Artykuł sponsorowany to nieetyczna zagrywka czy subtelna reklama?

Artykuł sponsorowany to nieetyczna zagrywka czy subtelna reklama?


Autor: Aleksandra Pajor


Artykuł sponsorowany jest niesamowicie przydatny w copywritingu. Pod warunkiem, że jest dobrze napisany, a reklama skrzętnie ukryta - “nie wybija nam oczu”, z kolei mózg już po pierwszych przeczytanych wyrazach nie krzyczy: “NIEEE! R-E-K-L-A-M-A!!! Ratuj się kto może! Klikaj na krzyżyk!”


Dlaczego artykuł sponsorowany działa?
Każdy użytkownik internetu zewsząd bombardowany jest pojawiającymi się znikąd okienkami, różnego rodzaju przerywnikami tekstu czy też innymi duperelami. Właśnie to sprawia, że po prostu ma dość internetowej reklamy. (w sumie to chyba nie tylko internetowej, a każdej…). Dlatego im mniej odczuwa ją w artykule sponsorowanym, tym lepiej. Prawda jest taka, że w takim tekście wcale nie musi jej wyczuć. Jest on idealnym sposobem na ciche przemycenie informacji o marce, produkcie czy też usłudze. Im bardziej pomysłowo, ciekawiej i co najważniejsze mniej nachalnie, tym przyjemniej i przede wszystkim chętniej się go czyta. Odbiorca nie jest zirytowany kolejnym “wciskaniem mu kitu”, a być może nawet “złapany na haczyk”.

Gdzie spotkamy artykuł sponsorowany?
Artykuły sponsorowane spotkamy prawdopodobnie w każdym jednym zakątku czy też odmęcie internetu, jednak nie tylko… Zamieszcza się je również w czasopismach, które są tematycznie powiązane z promowaną marką, produktem czy usługą. Dlaczego tak? Odpowiedź jest banalnie prosta! Jeżeli kupujesz konkretną gazetę, wchodzisz na daną witrynę internetową to znaczy, że interesujesz się danym tematem i jesteś potencjalnie łatwiejszym “łupem”.

Czy to w porządku?
A dlaczego by nie? Moje zdanie na ten temat jest takie: Jeżeli przy okazji czytania artykułu sponsorowanego dowiem się ciekawych rzeczy, popuszczę ze śmiechu, rozpłaczę z wielkiego wzruszenia czy też nabędę jakieś nowe umiejętności to nie mam żadnych obiekcji. Co więcej, sama mogę wypróbować to, co jest zachwalane i polecane mniej lub bardziej otwarcie. Przecież jeśli mi się to nie spodoba, po prostu więcej już nie kupię i po problemie. Nie jeden raz czy nie dwa tak było. A nuż taki artykuł rzeczywiście naprowadzi mnie na coś godnego uwagi i będę bardzo zadowolonym „łupem” copywritera. Naprawdę dobrego copywritera. Kiepski “przegoniłby” mnie bardzo widoczną reklamą z artykułu. Ja też jej nie lubię.

Podsumowując: dzięki artykułowi sponsorowanemu jesteśmy w stanie zbudować pozytywny wizerunek, wyrobić dobrą opinię lub podać korzystną informację na temat danej firmy, usługi, marki czy też produktu. Musimy tylko (i aż!) uważać na reklamę i pisać z wyczuciem.


Więcej ciekawych informacji na temat copywritingu na: slowowtoku.pl

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Literatura stosowana w służbie marketingu treści

Literatura stosowana w służbie marketingu treści


Autor: Tomasz Wypych


Czym jest i jak wykorzystać literaturę stosowaną w marketingu treści? Jak za jej pomocą przyciągnąć nowych klientów?


Literatura stosowana, według Stefanii Skwarczyńskiej – wybitnej badaczki kultury, to wszystkie teksty użytkowe, które nie należą do tzw. literatury pięknej. Według Skwarczyńskiej mianem literatury można zatem określić „każdy sensowny utwór”. O ile jednak literatura piękna służy przede wszystkim doznawaniu estetycznego zachwytu, o tyle literatura stosowana ma być użyteczna i pełnić funkcje praktyczne. Nie oznacza to jednak, że nie może zachwycać czytelników kunsztownym dopracowaniem. Współczesny użytkownik Internetu zalewany jest codziennie całą masą materiałów, z których większość ma charakter reklamowy. To od sposobu, w jaki go skomponujemy i od jego treści będzie zależało, czy nasz tekst zostanie przeczytany i zapamiętany.

Narzędzia literatury stosowanej

Treści marketingowe możemy przekazywać naszym klientom za pomocą bardzo wielu rodzajów tekstów. Mogą być to artykuły specjalistyczne (oferujące fachową wiedzę na określony temat), materiały dziennikarskie (sprawozdania z imprez branżowych, wywiady z producentami, recenzje produktów) lub e-booki (podręczniki i poradniki). Istnieje całe szerokie spektrum tekstów, które realizują tzw. marketing treści. Jego celem jest dystrybucja wartościowych informacji, które spełnią oczekiwania odbiorców i klientów.

Realizuj oczekiwania

Chcąc tworzyć dobrą literaturę użytkową, musisz wyjść naprzeciw oczekiwaniom Twoich klientów. Jaki produkt lub usługę oferujesz i jaką wiedzę z tego zakresu możesz przekazać swoim klientom? Jakich informacji oni potrzebują? Istotą nowoczesnego marketingu jest bowiem świadomość, że klienci spodziewają się od nas nie tylko produktów, które im udostępnimy, ale jesteśmy dla nich również ważnymi dostarczycielami informacji. Chcąc zareklamować naszą ofertę, nie powinniśmy silić się tylko na chwytliwe frazy i nachalność przekazu. Dobrze przygotowany artykuł specjalistyczny lub poradnik – dzięki któremu klient dowie się czegoś nowego – sprawi, że konsument będzie nas postrzegał jako profesjonalistów, z których wiedzy i usług warto korzystać.

Narzędzia literackie

Przygotowując tekst marketingowy, skupmy się również na jego formie. Ma on być bowiem ciekawy i wciągający dla czytelnika na tyle, by ten nie mógł oderwać od niego uwagi. Nasz styl musi być dynamiczny i przystępny w lekturze. Dlatego warto zrezygnować ze strony biernej (dzięki temu artykuł nabierze dynamizmu) i stosować czas teraźniejszy (przekaz będzie brzmiał aktualnie). Możemy pozwolić sobie również na dowcip, zgrabną metaforę i ciekawe porównanie. Wszystko oczywiście w granicach rozsądku. Nie tworzymy bowiem dzieła artystycznego, lecz tekst użytkowy o przyciągającej merytorycznie i estetycznie formie.

Jedyne, co nas ogranicza, to nasza wyobraźnia i warsztat literacki. Im więcej jednak będziemy pisać, tym nasz marketing treści będzie na coraz wyższym poziomie. Możemy stać się mistrzami pióra w swoim fachu – autorami użytkowych bestsellerów posiadających wierne grono czytelników i klientów.


Licentia Poetica - pisanie na zlecennie

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Copywriter i filozof w jednym

Copywriter i filozof w jednym


Autor: Robert Wąsik


Jednym z podstawowych problemów, które popełnia wielu copywriterów, jest fakt, że nie zastanawiają się oni nad skutecznością tekstów, nad ich konstrukcją i funkcją. Warto być trochę filozofem – to szansa na stworzenie tekstu idealnego.


Błędem jest to, że wielu copywriterów wychodzi z założenia „skoro dostaję zamówienia o podobnej strukturze, to ta struktura działa”. W średniowieczu też wierzono, że ówczesna medycyna jest skuteczna, bo nie znano lepszych metod, a Newton nie musiał zaprzątać sobie głowy mechaniką kwantową, bo jego teoria spisywała się najlepiej z dostępnych (zresztą nie miała poważnej konkurencji). Tak samo jest z pisaniem – odchodzimy od słowa na rzecz „dezinfografiki”, która dopiero wymaga dokonania pełnego opisu, bo zostawia zbyt duże pole dowolności interpretacyjnej. Teksty stają się krótsze, a treści w niech mniej (odkrywczej zwykle zero). Dlaczego?

Drodzy autorzy

Waszym (naszym, bo też jestem copywriterem) zadaniem jest uświadamiać klientów, że ich modele tekstów, które każą realizować, nie są czasem warte złamanego grosza – oklepane, nudne, nieefektywne. Po co to robić? Choćby po to, żeby odsiać z rynku katów klawiatury, co to piszą teksty za złotówką od tysiąca znaków. A poza wszystkim – zadaniem copywritera jest uczynić internet miejscem bardziej przyjaznym dla wszystkich. Dziś tak się nie dzieje. Jasne – na jakichś wzorcach trzeba się oprzeć i skądś trzeba brać materiały, ale nie zawsze warto zgadzać się na wszystkie warunki stawiane przez zleceniodawców.

Drodzy zleceniodawcy

Waszym celem jest osiąganie zysków. Zbyt często chcecie zrobić to w sposób, który nie gwarantuje skuteczności i nie współpracujecie z nami, copywriterami, uważając, że wzorzec tekstów, który stosowaliście kilka lat temu, jest dobry również dziś. Nawiążcie współpracę z kimś, kto potrafi pisać, a przede wszystkim potrafi krytycznie myśleć. Wprawdzie wtedy nie zawsze łatwo jest się dogadać z copywriterem, ale warto się starać, bo taki autor-filozof jest o wiele skuteczniejszy.

Filozofia, czyli sztuka zadawania pytań

Copywriter musi pytać, musi wątpić i szukać nowych wzorców. Dziś z niewiadomych względów stawia się znak równości między „copywriterem kreatywnym” a „copywriterem umiejącym użyć w tekście kilku dziwnych słów”. Jednak to nie wystarcza, bo każdy artykuł musi być zbudowany na kanwie jakiegoś konkretnego pomysłu. Powielanie setki wyświechtanych wzorców na pewno tego nie umożliwia!


Inspiracje, pomysły, poradniki dotyczące copywritingu znajdują się w dużej ilości na blogu tekstplus - blog copywritera

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

wtorek, 19 stycznia 2016

Czy reklama musi być kłamliwa?

Czy reklama musi być kłamliwa?


Autor: Robert Wąsik


Czy copywriter jest kłamcą, a reklama wierutną bzdurą? Czy to tłumaczy, dlaczego im głupszy pomysł na promocję, tym większą popularność zyskuje kampania? I jakie są tego skutki dla przedsiębiorcy?


Pod jednym z moich artykułów na portalu, którego nazwy nie chcę tutaj podawać, pojawił się komentarz, którego autor stwierdził, że woli „głupawy przekaz psa-pająka niż reklamy suplementów diety, które tylko wprowadzają w błąd”. Abstrahując od tego, że nie zrozumieliśmy się z komentującym co do znaczenia słowa „błąd”, słowa „głupkowaty” i na reklamę spojrzeliśmy z różnych punktów widzenia, sam komentarz jest dość dobrym odzwierciedleniem nastrojów opinii publicznej. Bo faktycznie – większość reklam kłamie. Jako autor tekstów mógłbym się czuć tym dotknięty, natomiast trzeba tu zaznaczyć jedno: marketing nie sprowadza się do reklamy, a reklama nie jest najskuteczniejszym środkiem marketingu. Ona ma zwracać uwagę, ale z natury rzeczy reklamy wszystkich typów są nastawione na działanie „tu i teraz”, są jednak również inne metody promocji, takie, jak content marketing, które reklamą nie są i nie muszą przyciągać uwagi w agresywny sposób.

Oczywiście bez względu na to, niski humor Wardęgi naprawdę do mnie nie przemawia, może gdybym chodził do gimnazjum, to jeszcze, ale balansowanie na krawędzi przepisów tylko dla zdobycia wyświetleń na YT nie jest dla mnie godne pochwały, a z marketingowego punktu widzenia przez klientów, dla których do tej pory pracowałem, byłoby traktowane jako strzał w stopę. Dlaczego? Tutaj właśnie docieram do definicji głupkowatego marketingu. Zdobycie wyświetleń nie równa się ani wzrostowi rozpoznawalności marki, ani zyskom. Równa się tylko i wyłącznie popularności reklamy, a na tej zarobić się nie da. Oczywiście, że są produkty, które reklamuje się właśnie w ten sposób – choćby gumy do żucia, niektóre rozrywkowe smartfony czy zabawki – w ich przypadku chodzi o podkreślenie wartości rozrywkowej w pewien sposób często niezgodnej na przykład z kanonem kultury. Na drugim biegunie są jednak produkty nie tyle prestiżowe, co po prostu poważne. Nie reklamuje się w ten sposób garniturów, większości samochodów, nie reklamuje się takimi pustymi merytorycznie reklamami komputerów biznesowych ani leków. Co z suplementami, o których pisał w komentarzu pod moim wpisem internauta? Moim zdaniem, a proszę mi wierzyć, że za tą opinią stoją murem lekarze z doświadczeniem klinicznym, suplementy są produktem niepoważnym i szkodliwym. Zresztą mam wrażenie, że komentarz Pana Janusza dotyczył przede wszystkim reklam telewizyjnych i radiowych – te z konieczności są krótkie (to koszt czasu antenowego), a na blogu firmowym ma się nieograniczoną ilość miejsca, dzięki czemu specjalista od marketingu nie musi uciekać się do sztuczek i trików, nie musi używać kłamstwa, nie musi naginać prawdy.

Faktem jest, że ponad 95% materiałów informacyjnych jest inspirowanych przez ludzi z działów PR. To samo w sobie nie jest jeszcze niczym złym, dopóki dziennikarze wybierają wiadomości użyteczne. Na to już nie mam wpływu ani ja, ani Pan Janusz, ani niestety nikt inny (może tylko Rady Programowe, ale i w to wątpię). To, że nadal wszyscy oglądamy idiotyczne reklamy, przy których filmiki robione „dla jaj” wydają się świetną alternatywą, jest zasługą samych klientów, którzy kupują impulsywnie, zamiast się do zakupów przygotować. Bo i o suplementach można dowiedzieć się sporo i o każdym innym produkcie i wiedza ta często bierze się właśnie z rzetelnych kampanii e-marketingowych, choćby content marketingu, o czym już się mówi rzadko.


Autorem artykułu jest Robert Wąsik, właściciel marki TekstPlus - copywriter do zadań specjalnych

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Grzechy Content Marketingu

Grzechy Content Marketingu


Autor: Robert Wąsik


Content Marketing jest dziś jedną z bardziej popularnych metod promocji, jednak większość kampanii nigdy nie osiąga nawet półmetka, nie mówiąc o realnych wynikach. Dlaczego?


Artykuł powstał jako rozbudowany komentarz i rozwinięcie idei zawartej w artykule Michała Andrzejewskiego.

Wydaje się, że kluczem do zrozumienia głównego grzechu CM jest czas. Przez lata przyzwyczajaliśmy się do tego, że liczy się tylko szybki efekt. Masowa popularność idiotycznych w większości reklam telewizyjnych utwierdzała innych przedsiębiorców w przekonaniu, że taka metoda promocji działa. Czy tak jest? I tak, i nie. Statystyki sprzedaży oczywiście rosną, ale równie szybko wracają do wyjściowego poziomu. Podstawowym błędem, który sprawia, że tego samego spodziewamy się po CM, jest fakt, że przypisujemy go do grupy działań marketingowych, co nie do końca jest słuszne. Content Marketing jest narzędziem zdecydowanie bardziej przypominającym narzędzia PR-u albo tzw. brand-buildingu, czyli budowania rozpoznawalności marki.

Jaka jest różnica? Taka, że nikt nigdy nie łudził się, że uda się zbudować rozpoznawalną markę w tydzień. W takim czasie można chwilowo podnieść sprzedaż, ale nie da się przejść ze stadium embrionu firmy do potentata, a taki jest właśnie cel CM. Content marketing to metoda obliczona przede wszystkim na bardzo długi czas. Umówmy się – dobry copywriter oczywiście jest w stanie stworzyć kilka czy kilkanaście dobrych pod względem jakościowym i merytorycznym artykułów, ale już doradca marketingowy zawsze podpowie, aby nie publikować ich częściej niż – w zależności od etapu kampanii – raz na dzień lub raz na tydzień. Content Marketing jest bowiem metodą trudną również dla odbiorcy. To nie są teksty preclowe, które się czyta bez problemu (choć, Bogiem a prawdą, przeczytanie precla wymaga nerwów ze stali), ale treści bogate w warstwie merytorycznej, często wymagające sięgnięcia do innych źródeł – dlatego między innymi na początku tego tekstu odsyłam do oryginału. Jeśli go nie znasz, to czytasz sam komentarz, który bez punktu odniesienia jest, no cóż, przykro mi to stwierdzić, ale bezwartościowy. Taki właśnie jest content marketing – niezbyt szybki, a jeśli skuteczny, to tylko dlatego, że osadza nowe wiadomości w już dostępnym kontekście, a bez tej "podkładki" często jest bezsensowny.


Autorem artykułu jest Robert Wąsik, właściciel marki TekstPlus - copywriter do zadań specjalnych

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Pióro i papier, a nie internet

Pióro i papier, a nie internet


Autor: Robert Wąsik


Zadaniem autora tekstów marketingowych jest wyeksponowanie cech szczególnych produktu. To nic nowego, prawda? Ale jeśli się zastanowisz – kiedy ostatnio widziałeś tekst, który naprawdę dobrze realizuje to zadanie?


Copywriterzy dziś stali się bardziej pracownikami stojącymi przy taśmie, niż rzemieślnikami. W dobie internetu bowiem bycie rzemieślnikiem równa się zacofaniu. Robienie czegokolwiek ręcznie, jeśli można to zrobić maszynowo, jest objawem zatwardziałego oportunizmu, dlatego copywriterzy silą się na bycie nowoczesnymi. Oczywiście – e-marketing ma swoje prawa i z oczywistych przyczyn pióro i kartka nie są jego narzędziami. Czy jednak na pewno? A może copywriter powinien się z nimi zaprzyjaźnić i nie zaczynać pisania od tytułu, ale od planu, tak, jak robiło się to dawniej, a dziś robi w przypadku powieści, prac naukowych i innych wysokiej klasy materiałów?

Eksponowanie cech szczególnych produktu jest zadaniem wymagającym finezji. Warto to podkreślić, ponieważ najczęściej właśnie finezji brakuje tekstom marketingowym. Jest to problematyczne, ponieważ w gąszczu tekstów przeciętnych, które traktują o produkcie jednym z wielu, wybór dokonywany przez konsumentów jest tak naprawdę losowy, a nie to jest celem marketingu. Specjaliście od promocji powinni zrobić wszystko, aby właśnie z losowością zerwać, aby pokazać jakiś produkt czy usługę w takim świetle, żeby klient był pewien, że inny dostawca nie zaspokoi jego potrzeb. Czy tak robią copywriterzy? Nie. Dowód? Proszę bardzo: dowolna reklama komputera: szybki, lekki, mobilny. Suplementu diety: skuteczny, tani, w najwyższej możliwej dawce. Konta bankowego: darmowe (lub tanie), internetowe. Tak naprawdę dziś nie ma już nawet cech szczególnych dla branż, ponieważ copywriterzy wszędzie starają się dojrzeć tę samą cechę: nowoczesność. Dlatego internetowe jest dziś wszystko: od portali społecznościowych po samochody. Jeśli coś nie jest internetowe, to jest przestarzałe i niegodne uwagi. A może właśnie na odwrót? Może receptą na sukces jest powrót do pióra i papieru? Do tych cech produktów i usług, które nie czynią ich społecznościowymi, tylko użytecznymi w tym jednym konkretnym przypadku, przypadku Kowalskiego, o którego decyzję toczy się gra?

Każdy może wybierać taką metodę promocji, jaką chce, ale czy wtapianie się w tłum może być czymś szczególnym?


Autorem artykułu jest Robert Wąsik, właściciel marki TekstPlus - copywriter do zadań specjalnych

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Autor, redaktor, edytor czy korektor: kogo szukasz?

Autor, redaktor, edytor czy korektor: kogo szukasz?


Autor: Robert Wąsik


Lata pracy przy tworzeniu tekstów uczą obsługi edytora na zupełnie nowym poziomie. Przy okazji copywriter zdobywa również wiedzę na temat wymogów redakcyjnych i edytorskich.


Czego można się nauczyć?

Są oczywiście kierunki studiów i specjalizacje, po których teoretycznie ma się większą wiedzę na temat składu, edycji czy redakcji tekstu, ale to wiedza praktyczna. O tym, jak bardzo jest ona bezużyteczna, może przekonać się każdy, kto weźmie w ręce butelkę z Colą Zero, czyli napojem „nie posiadającym” wartości energetycznej. Wprawdzie o tym, że partykułę „nie” z imiesłowami pisze się łącznie, wiedzą już dzieci w podstawówce (a przynajmniej wiedziały te, które wraz ze mną tę szkołę kończyły, bo co dziś jest w programie – nie wiem) i nie trzeba mieć wyższego wykształcenia, żeby to wychwycić, ale według wielu copywriterów papier uczelniany jest jakiś dowodem umiejętności.

Gdzie praktyka rozmija się z teorią

W wielu zgłoszeniach copywriterów jako atut jest podane, że dana osoba wydała książkę. Parę razy pokusiłem się o sprawdzenie tych tytułów: są to w większości pozycje wydane własnym sumptem, więc – prawdę mówiąc – nic niezwykłego, bo tak to może każdy. Nie twierdzę, że to zły sposób wydawania książek, ale na pewno sam w sobie nie dowodzi żadnych umiejętności. Nie wspominam już specjalnie o tych, którzy przygotowali może jakiś plik PDF do pobrania z różnych stron www. Też niewielki to wyczyn, a nade wszystko należy tu odnotować, że beletrystyka i marketing internetowy to coś zupełnie różnego: umiejętności literackie wcale nie muszą iść w parze ze zdolnościami marketingowymi, a właśnie te ostatnie przydają się w pracy e-copywritera.

Kogo potrzebujesz?

Z punktu widzenia klienta bardzo ważne jest określenie, czyjej współpracy tak naprawdę się poszukuje.

  • Autora: jeśli nie masz niczego, poza ewentualnie główną myślą artykułów, żadnego szkicu, a jedynie słowa kluczowe. Autor, tudzież poziom niżej, copywriter, ma za zadanie ukuć tekst, nadać myśli wstępną formę. Dlaczego wstępną? Dlatego, że jej ostateczny kształt zależy również od sposobu prezentacji – ten sam tekst może być oceniony pozytywnie lub negatywnie, ponieważ oceny dokonuje się zawsze w kontekście konkretnego medium.
  • Korektora: jeśli znalazłeś wcześniej copywritera, ale ten się nie popisał. Wprawdzie większość tekstu jest zrozumiała i nie straszy czytelnika, ale błędy ortograficzne i interpunkcyjne rzucają się w oczy. Korektor w miarę możliwości unika wprowadzania modyfikacji natury merytorycznej, ograniczając się do pracy nad formą artykułu.
  • Redaktora: jeśli copywriter zupełnie dał plamę, albo w sytuacji, w której masz wprawdzie zarys artykułu, tzw. brief, jakieś pojedyncze zdania, które chcesz osadzić, pełną wizję, ale niestety nie posiadłeś umiejętności dogrywania tego wszystkiego w formę ostatecznego artykułu. Redaktor jest osobą, która nadaje kształt Twoim myślom: autor pracuje na własnych koncepcjach, a redaktor głównie na cudzych, natomiast korektor nie skupia się na warstwie przesłania, a jedynie formy.
  • Edytora: jeżeli artykuł musi zostać przystosowany do specyficznych wymogów nośnika, a więc należy zmienić styl czcionki, ustawienia strony, dodać zabezpieczenia, poprawić błędy edytorskie (ale niekoniecznie językowe, jak na przykład jednoliterowe spójniki na końcach wierszy). Większość gazet czy dobrych mediów internetowych ma edytorów, którzy sprawdzają dopuszczone do publikacji teksty i je ewentualnie poprawiają, ale jeśli chcesz wydać własny e-book albo stworzyć gotowy artykuł prasowy, nad którym już nie trzeba będzie siedzieć w redakcji gazety, edytor – oczywiście jeśli zna wytyczne – jest najlepszą osobą do wykonania tego zadania.

Robert Wąsik, tekstplus.pl

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Flow copywritera

Flow copywritera


Autor: Robert Wąsik


Nie każdy musi sięgać po dopalacze, żeby być na haju. Dla autora tekstów narkotykiem może być samo pisanie. Dość często tak mam, że kiedy klient prosi tylko o sugestie dotyczące tematyki przyszłego artykułu, dostaje okomentowany tekst na 20 tysięcy znaków.


Czym jest flow?

Choć zwykle unikam jak ognia makaronizmów, „flow” mi się podoba. To określenie używane do opisania stanu zaburzonej percepcji czasu i rzeczywistości, w którym znajduje się osoba lubiąca to, co robi i robiąca to, co lubi. Flow jest stanem podwyższonej wydajności, maksymalnej sprawności umysłowej, błyskotliwości i zaangażowania. To właśnie flow sprawia, że chce się pracować, a praca nie męczy. To po prostu – w przypadku copywritera – amok tworzenia, ale amok, który prowadzi do tekstów doskonałych samych w sobie, a nie po prostu długich, ale bezwartościowych.

Wgryzanie się w temat

To niestety nie działa tak, że flow włącza się jakimś przyciskiem. To stan, który uruchamia się tylko w odpowiednich okolicznościach, kiedy mogę skupić się całkowicie na pracy. Mało tego, tekst musi pisać się sam. W moim przypadku flow nie pojawi się w czasie pracy nad tematami, o których nie mam pojęcia i muszę często zerkać do źródeł. Na szczęście po 8 latach pracy w zawodzie autora i copywritera tematów dla mnie nowych jest jak na lekarstwo (nieustannie zaskakuje mnie tylko chłodnictwo przemysłowe). W przypadku suplementów (których osobiście nigdy nie polecę nikomu), motoryzacji (choć wybór prostownika nie był dla mnie banałem), SEO (z którym zawodowo się rozstałem) czy kredytów (o których tak chętnie przypominają mi sponsorzy mojego auta – bank z małego „m” i wielkiego „I”) flow to norma. Przyjemna i pożyteczna, bo wtedy wpadam na najlepsze pomysły i buduję najdoskonalsze teksty.

Rzemieślnik czy twórca?

Właśnie flow jest tym, co odróżnia rzemieślnika od twórcy. I tak naprawdę działa to w każdej branży. Można być dobrym w tym, co się robi, ale jakoś tak zwyczajnie i bez fantazji. Dopiero flow to zmienia – do dobrego pomysłu dochodzi wówczas iskierka pomysłowości, która pozwala z dobrej pracy zrobić świetną. Najlepiej widać to w zawodach „artystycznych” – projektanta ogrodów, architekta czy autora właśnie, ale podobnie jest w przypadku stolarzy czy (nawet!) budowlańców.

Ale kiedy zaczynałem ten tekst, jego pointa miała być inna – chciałem zachęcić Was to zaufania copywriterom, którzy pracują w swoim twórczym amoku. Bo kiedy dziś rozmawiacie ze swoimi potencjalnymi copywriterami, na pewno słyszycie banały („przeszukuję źródła, sprawdzam literówki, zapisuję plik w dowolnym formacie”). To ważne, ale w zasadzie nic nie wnosi do sprawy, bo jakie źródła, dlaczego tylko literówki, ale stylistyki już nie, a zapis w różnym formacie potrafi zrobić każdy, więc co to za atut? Atutem dobrego copywritera jest właśnie flow – umiejętność twórczego odejścia od zaplanowanego schematu artykułu, jeśli ma to sprawić, że będzie on lepszy, zastąpienie kiepskich wyrażeń dobrymi, a dobrych świetnymi. Flow pozwala zaangażować do pracy nad tekstem wszystkie pokłady fantazji, ale jednocześnie nie powoduje oderwania od realiów i kryteriów poprawności nadesłanych przez klienta. Copywriter we flow jest w stanie lepiej zrealizować swoje zadanie, mimo że świadomie wcale nie szuka błędów językowych w swojej pracy i nie ocenia źródeł, porównując ich wiarygodność zgodnie z utartym szablonem. Flow włącza szósty zmysł, dzięki któremu copywriter może przeobrazić się w autora.

Czego sobie i Wam z całego serca życzę.


Autorem artykułu jest Robert Wąsik, właściciel marki TekstPlus - copywriter do zadań specjalnych

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.