sobota, 19 września 2015

Adwokat diabła #1

Adwokat diabła #1


Autor: Krzysztof Kina


Może się tego nie spodziewałeś, ale teraz chciałbym wystąpić w roli adwokata diabła – chcę ci powiedzieć, jak możesz się promować za pomocą kiepskich tekstów. Tak – to jest jak najbardziej możliwe, a za chwilę dowiesz się, jak i co może z tego dla Ciebie wyniknąć.


Przede wszystkim musisz mieć bardzo dużo tekstów. Teksty będą potrzebne do umieszczenia w nich linków tak, jak jesteś do tego przyzwyczajony. Dlaczego musisz mieć tych tekstów dużo? Pierwsza rzecz: będziesz korzystał ze stron średniej jakości. To oznacza, że nie powinieneś pisać zbyt dobrych tekstów: i tak będą opublikowane między przeciętnymi, więc niczego nie zyskasz, jeśli napiszesz więcej i lepiej niż inni. To jednak ma swoje konsekwencje: strony takie mają tendencję do znikania w mrokach sieci – nieprzedłużone domeny, zbanowane serwisy, filtry, linki, które wyparowują: to na pewno znasz. A to oznacza, że musisz mieć teksty zapasowe – jeśli stracisz linki, to przecież trzeba to uzupełnić. Koło się zamyka.

Załóżmy jednak, że teksty masz. Czego potrzebujesz dalej? Dużej ilości stron. Zapewne wiesz, że ilość dobrych stron jest ograniczona, a spisy pozostałych są zwykle mocno nieaktualne. Zróżnicowanie źródeł linków jest bardzo potrzebne: dzięki temu wzmacniasz swoją stronę, a im więcej jest tekstów, tym więcej musi być stron do publikacji, a to oznacza bardzo długie godziny siedzenia i szukania kolejnych serwisów. I nawet jako adwokat diabła absolutnie nie radzę Ci używać harvesterów, bo jeśli zbierzesz masę przypadkowych adresów, to będziesz musiał całymi dniami je weryfikować – to już jest zupełnie niepotrzebne.

Przyjrzyjmy się teraz linkom – żeby wypozycjonować się kiepskimi tekstami, musisz mieć bardzo dużo linków. Pojedynczy link z kiepskiego tekstu ma niewielką moc, więc żeby uzbierać na top10, musisz mieć dużo linków. Dużo linków to jednak pomysł dla Google podejrzany. Będzie Ci trudno znaleźć aż tyle różnych stron. Pamiętaj, że na 250 tysięcy tekstów tysiąc stron to bardzo niewiele. To jednak tylko pierwszy problem. Żeby całość miała sens, trzeba różnicować też anchory. Powiedzmy, że na jeden link z Twoim słowem kluczowym, przypadają 2 teksty z anchorami generycznymi – jeśli wszystkich tekstów jest 250 tysięcy, to zużyje tylko około 80 tysięcy, a pozostałe 160 to teksty zmarnowane, napisane (a w zasadzie wygenerowane, bo nie napiszesz tego z palca) tylko po to, żeby wywieść w pole Googlebota. Ponieważ mam Cię wspierać, wyłączę realizm i założę, że algorytm zostanie na tyle uwsteczniony, żeby łyknąć teksty z mieszarek w tak absurdalnych ilościach.

Tyle tytułem przygotowań – w drugiej części przyjrzę się, jakie z tego dostaniemy wyniki, co będziesz musiał zrobić, żeby ich nie stracić i powiem Ci, co na ten temat sądzę i – obiecuję – będzie to obiektywna opinia. Druga część tego artykułu nie będzie zawierała żadnych sugestii, jak walczyć z wadami klasycznego pozycjonowania– uwierz, kiepskie teksty też można do czegoś wykorzystać i chcę tylko podpowiedzieć Ci, w jaki sposób to zrobić.


Artelis.pl

Moje artykuły w sieci

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Co poprawiać w pracy naukowej?

Co poprawiać w pracy naukowej?


Autor: Robert Wąsik


Literówki bardzo często zdarzają się w pracach pisanych na komputerze. Nawet jeżeli mamy zainstalowany specjalny program do ich wyłapywania, to jednak nie wszystkie zostaną znalezione. Szczególnie te, które znajdują się w słowniku polskim, ale nie powinny być użyte w danej części tekstu.


Najczęściej są to zamiany a na ą, z na ż lub ź i e na ę, ale także wiele innych. Autor tekstu czytając go po raz setny, może po jakimś czasie nie dostrzegać takich błędów, które ostatecznie mogą przyczynić się do obniżenia oceny pracy przez recenzenta.


Nie każdy student wysławiając się nawet w poprawny sposób, potrafi napisać całkowicie poprawną stylistycznie pracę naukową. Czasem jest to związane z niedbałością o szczegóły, brakiem czasu, czy nawet swego rodzaju daru do napisania dużego objętościowo dzieła. Bardzo często brak wprawy w tworzeniu dzieł pisanych w naukowym języku sprawia, że choć same badania i odkrycia są niesamowicie interesujące, to sposób ich przedstawienia odstrasza czytacza. Korektor w takim wypadku jest osobą niezastąpioną: ujednolici terminologię, wykreśli sformułowania kolokwialne, sprawi, że praca magisterska, czy też każda inna zachęci do przeczytania.


Osoba sprawdzająca nasz tekst określi szybko, które ze zdań są logiczne, a które takie nie są, a jedynie wydają się nam proste i zrozumiałe. Sami bardzo często tego nie widzimy, a znajomi którzy mogliby przeczytać naszą pracę i nam pomóc po prostu nie maja na to czasu, lub nie robią tego zbyt dokładnie. Tylko poprawione i wyłapane wszystkie błędy logiczne poprawią język pracy i zapewnią nam sukces podczas obrony.


Niekiedy ludziom i to nie tylko młodym zdarza się popełniać błędy frazeologiczne, składniowe i leksykalne w wypowiedziach, a nawet pracach, w tym naukowym. Łączą elementy pochodzące z dwóch różnych związków frazeologicznych, przekształcają je, lub niezbyt dokładnie rozumieją znaczenia niektórych frazeologizmów, którymi się posługują. Naruszają związki zgody, rządu, stosują niewłaściwy szyk i skróty składniowe, a nawet naruszają reguły słowotwórcze. Oczywiście takich i innych błędów autor często nie zauważa, jednak ludzie czytający pracę wyłapują każde potknięcia i przekazują zainteresowanemu studentowi. Nie warto czekać na wytknięcie błędów. Nikt przecież tego nie lubi. Znacznie lepiej znaleźć pomocną dłoń u korektora.


Pisząc pracę magisterską, zazwyczaj opieramy się na swoich wynikach badań przeprowadzonych na setkach ludzi, a nawet zwierząt. Dobrze jest, jeżeli nasze wyniki przedstawimy w prosty i przejrzysty sposób za pomocą tabel, grafów, czy też wykresów. Oczywiście trzeba umieć poprawnie wstawić je w danym miejscu w tekście, tak, żeby fragmenty tabel nie przeskakiwały na inną stronę arkusza, a podpisy i legenda do wykresów były dobrze widoczne. W szkolnych programach nauczania większość z nas nauczyła się robić takie cuda, jednak nie wszyscy. Niekiedy po prostu nie pamiętamy, jak się to robi i nie mamy osoby, która by nam pomogła. W takim wypadku nie starajmy się za wszelką cenę umieścić tych rzeczy na środku strony, pomagając sobie przy tym spacjami i dużą ilością enterów. Jeżeli mamy jakiekolwiek problemy również z umieszczeniem w pracy automatycznego spisu treści, lub bibliografii sprawdźmy swój domowy budżet i skontaktujmy się z osobą, która zarabia na poprawie prac naukowych. Widziała ona już wiele takich i podobnych przypadków, bardzo często gorszych od naszych. Nie bójmy się, nie wyśmieje nas, tylko użyczy swojej pomocnej dłoni, wytłumaczy nam nasze błędy i niedopowiedzenia, znajdzie wszystko to czego my już nie jesteśmy w stanie dostrzec, czytając po raz tysięczny nasz tekst. Kto wie, może dzięki temu sami nauczymy się lepiej pisać prace naukowe, znajdować błędy lub nawet ich nie popełniać, a nasz sposób wypowiedzi będzie logiczny i piękniejszy.


profesjonalna korekta prac dyplomowych pomoże ci napisać je szybciej

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Dlaczego warto korzystać z korekty językowej

Dlaczego warto korzystać z korekty językowej


Autor: Robert Wąsik


Nie każdy władający językiem, w którym pisze swoją pracę naukową, czy też artykuł do gazety, jest w stanie przedstawić swoją myśl w poprawny sposób. Czasem zdarzają się bardzo proste błędy, które można szybko i samemu usunąć, jednak nie zawsze mamy na to czas.


Błędy takie jak zwyczajne literówki sprawiają, że nasza praca staje się mniej przejrzysta, a także może zostać oceniona przez recenzenta na niższą ilość punktów. Co zrobić, aby ten zły scenariusz się nie stał rzeczywistością? Oddaj swoją pracę komuś, kto zna się na korekcie.


Zazwyczaj korektorem jest osoba z wykształceniem humanistycznym, która potrafi samodzielnie pisać poprawne prace naukowe, oraz wysławiać się. Jednak bardzo często się okazuje, że samo wykształcenie nie idzie w parze z praktyką. Lepiej szukać osoby, która naprawdę pomoże nam poprawić swoją pracę magisterską, czy też inżynierską, a nie tylko która teoretycznie powinna taką usługę wykonać w poprawny sposób ze względu na studia, które ukończyła.


Pewnie zastanawiasz się, po co oddawać komuś samodzielnie napisaną pracę? Korektor swoim wprawnym okiem sprawdzi nie tylko błędy językowe w tekście, ale również ortografię, interpunkcję, błędy frazeologiczne oraz wiele innych, których mógłbyś nawet nie wyłapać. Dzięki temu twoja praca będzie mogła w sferze językowej być oceniona na znacznie większą ilość punktów. Jest to ważne, jeżeli, myślimy poważnie nad kontynuacją studiów szczególnie za granicą. Czasem przyszli pracodawcy, zanim zatrudnią pracownika, chcą przeczytać jego pracę naukową i zorientować się w wiedzy absolwenta, jak również poziomie prac, którą będzie mógł w przyszłości napisać.


Choć powszechnie wiadomo, że promotor ma obowiązek sprawdzenia i poprawienia pracy naukowej swojego studenta, to nie zawsze ma na to ochotę. Oczywiście większość naukowców taka nie jest i zazwyczaj są to miłe i sympatyczne osoby, z którymi można się łatwo dogadać, to jednak zdarzają się też mniej mili. Chcą tylko dostać dodatkowe pieniądze i zdobyć rozgłos za funkcję, którą spełniają teoretycznie na papierze. Nie mają ochoty uczestniczyć w poprawie naszej pracy magisterskiej i czekają na pognębienie nas w czasie obrony. Wtedy należy zebrać wszystkie swoje zaskórniaki i przekazać korektę swojego tekstu korektorowi z prawdziwego zdarzenia.


Przekazując swoją pracę naukową w ręce korektora nie pozbawiamy się pełni praw autorskich. Proces poprawy jest całkowicie legalny, oczywiście w przeciwieństwie do kupowania gotowych prac. Dzięki korekcie stanie się ona bardziej przejrzysta, pozbawiona błędów, a nawet bardziej interesująca. Możesz w piękny sposób opowiadać o swoich wynikach badań, jednak możesz nie mieć daru przelewania tego na papier. Nie każdy to potrafi. Poza tym czytając po raz setny napisane przez siebie zdania, możesz nie zauważać już błędów, które osoba z zewnątrz szybko wyłapie. To, co dla ciebie jest oczywiste nie musi takie być dla osoby nieznającej się na temacie. Korekta poprawi twoje walory językowe, dlatego też zawsze warto w nią inwestować.


Profesjonalne korekty prac magisterskich

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Artykuły promocyjne w sieci

Artykuły promocyjne w sieci


Autor: Robert Wąsik


Dzięki wytrwałej pracy wielu domorosłych pseudo-copywriterów udało się nareszcie zniszczyć znaczenie dobrego tekstu. Hura! Dzięki temu można pobawić się trochę w archeologa i dokopać się tego, że tekst, aby był promocyjny, nie musi składać się z samych słów kluczowych i linków.


Artykuły promocyjne były bardzo ważne w epoce prainternetu. Dinozaury promocji pamiętają czasy, w których trzeba było publikować teksty w broszurach, czasopismach albo przynajmniej na ulotkach. Dziś nikt już prawie z tego nie korzysta, bo to metoda droższa od spamowania. Czy jednak naprawdę jest do czego wracać?

Otóż jest. Internet trochę dojrzał, trochę okrzepł, i mimo tego, że co raz jakiś portal wspina się na szczyt i robi furorę na całym świecie, większość trzyma poziom. To trochę jak z gazetami. Są takie, które przy pierwszym numerze radzą sobie przeciętnie, a potem wybuchają do niewyobrażalnych nakładów. Masowość jednak wyklucza elitarność. Są czasopisma branżowe wydawane w kilku czy kilkunastu tysiącach nakładu. W sieci jest to samo - można zrobić masówkę na poziomie technicznie wspaniałym, ale intelektualnie między piaskownicą a huśtawką, a można zrobić coś nawet przeciętnego ze względów programistycznych, ale wartościowego i bogatego w treść.

Artykuły promocyjne to artykuły niszowe. One muszą pojawiać się wszędzie, ale za każdym razem napisane inaczej. Czy możesz opublikować taki sam tekst w Science i na stronach Nauka Gazety Wyborczej? Załóżmy optymistycznie, że obie redakcje się zgodzą - Ty niewiele wygrasz, bo czytelnik GW nie trzyma średniego poziomu czytelnika Science (nie mówię o intelekcie, tylko o poziomie i formie czytanego najczęściej tekstu). W sieci też możesz pisać to samo, i to samo publikować, ale znów: tutaj też czytelnicy mają swoje preferencje.

Napisanie artykułu promocyjnego jest trudne i wymaga zebrania wielu informacji nie tylko o produkcie, ale także o grupie odbiorców, bo tylko wtedy można napisać tekst, który czytelnicy przeczytają z zainteresowaniem, które przełoży się na konkretne wyniki marketingowe.


Jeśli potrzebujesz profesjonalnego artykułu promocyjnego, zaufaj profesjonalistom!

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Czym są teksty pozycjonujące?

Czym są teksty pozycjonujące?


Autor: Robert Wąsik


Złapałem się na tym, że w swoich artykułach i różnego rodzaju opracowaniach używam określenia „artykuły pozycjonujące”, którego chyba nigdzie nie wyjaśniłem. Wcale nie jest to takie oczywiste, jak mogłoby się wydawać.


Dla mnie funkcję artykułu pozycjonującego pełni dowolny tekst, w którym umieszczony jest link do strony w obrębie konkretnej witryny. Taką definicją posługiwałem się kilka lat temu, kiedy zaczynałem zajmować się pozycjonowaniem. Dziś moje zawodowe drogi prowadzą do pozycjonowania, owszem, ale przez copywriting, więc na własny użytek nieco rozbudowałem tę definicję, dodając kilka wymogów, które teksty pozycjonerskie (bo i tak się takie produktu nazywa) muszą spełnić:

  • wartość merytoryczna;
  • dobrze dobrany temat;
  • wartość opiniotwórcza;
  • poczytność.

Jeśli chodzi o wartość merytoryczną i dobrze dobrany temat, są one bardzo sobie bliskie. Staram się pisać artykuły, które mają jakąś wartość, bo coś takiego sprawia mi przyjemność. Jeśli ktoś chce się promować bezsensownym bełkotem, proszę bardzo. Taka metoda - żeby być szczerym - też działa, z tym że na krótko i tylko na pół gwizdka.

Skoro napisałem dobry tekst, szkoda mi upychać go na zaspamowanych preclach. Ostatecznie poświęciłem swój czas, często całkiem sporo, nastukałem się w klawiaturę, udało mi się coś zrobić - niech ludzie to czytają. Artykuł pozycjonujący musi trafiać do swojej grupy docelowej, bo inaczej cała jego wartość merytoryczna nikomu się nie przyda, a i mi nie zapewni większego sukcesu.

Wbrew niektórym regulaminom stron z artykułami do przedruku uważam, że dobre teksty SEO powinny być opiniotwórcze. Emocjonalne - niekoniecznie, ale opiniotwórcze - zawsze. Wiem, że czytelnicy nie będą sobie zdawali sobie sprawy z tego, że czytają artykuł promocyjny. Potraktują mój tekst jako wiarygodne źródło, dlatego wykorzystuję to do szerzenia najróżniejszych, ale zawsze pozytywnych idei i opinii.

Awangarda nie ma lekko. Dobre teksty kosztują, więc zainteresowanie nie jest gigantyczne. Mi tam jednak wystarcza to, co jest, plus świadomość, że robię coś po swojemu i skutecznie.


Żeby zarobić, trzeba zainwestować. Dlaczego inwestujesz w Adwordsy, a w dobry copywriting już nie?

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.