niedziela, 20 września 2015

Kiedy copywriter niszczy wiedzę?

Kiedy copywriter niszczy wiedzę?


Autor: Robert Wąsik


Wiedza jest dziś towarem deficytowym, a z przykrością trzeba stwierdzić, że winni temu są również copywriterzy – ci, którzy nie dorośli do miana Autorów.


Promocja przez wiedzę jest bardzo skuteczna. To jest fakt, a z faktami się nie dyskutuje. Jednak żeby się o tym przekonać, trzeba najpierw rozwiązać zagadkę, czym jest wiedza i w jaki sposób copywriter może ją zniszczyć. Tym razem więc przedstawiam Państwu antyporadnik – na ile sposobów można zepsuć dobrze zapowiadający się tekst z wiedzą.

Oryginalność nie jest wymogiem formy

Wiele zleceń, które pojawiają się na portalach z ogłoszeniami dla copywritera wyraźnie zaznacza, że teksty mają być unikalne. Nie wiem, dlaczego Państwo to podkreślacie: dobry copywriter ma tę świadomość i podejrzenie o to, że mógłby przesłać nieoryginalny artykuł zakrawa na obrazę, a kiepski się nie przejmie i napisze tekst, który prześlizgnie się w anty-plagiatach.

To ważne, bo oryginalność nie jest wymogiem formy, tylko treści. Oryginalność artykułu to coś więcej niż fakt, że nie jest on plagiatem – ma być przede wszystkim odkrywczy, ma pokazywać dane zagadnienie z innej perspektywy, kładąc nacisk na nieco inne cechy czy wartości. Wiele tekstów napisanych na ten sam temat zachowa unikalność, jeśli będą pisane z sercem – copywriter nie może być tylko automatem obsługującym klawiaturę, ale osobą, która ma określone zdanie na dany temat. Ono w oczywisty sposób będzie zależało od sposobu przedstawienia zlecenia, ale to inna kwestia, której tym razem nie będę omawiał szerzej.

To, na czym zależy mi najbardziej to prośba do Państwa: zapamiętajcie Państwo, że tekst, którego w Google nie ma, wcale nie musi być unikatem. Unikatem jest to, co daje świeże spojrzenie na jakiś problem, a nie tylko to, co wygląda inaczej niż wcześniej opublikowane treści.

Informacja jest tekstem

Taką mamy modę, żeby wszystko przedstawiać w formie filmu albo grafiki. Obejrzenie filmu wymaga zwykle więcej czasu niż lektura tekstu, a grafika ze względu na swoją formę nie może przenosić tak wielu informacji, jak tekst i zwykle „ucinana” jest jej wartość poznawcza. Grafika może przedstawić fakt, ale nigdy jego uzasadnienie – uzasadnienie dla faktów przedstawionych na infografikach zależy tylko od odbiorcy, a to, ile odbiorca na dany temat wie, jaki ma światopogląd, zależy już tylko od tekstu. Możecie więc Państwo albo liczyć na ślepy traf, że akurat ktoś zrozumie obraz zgodnie z Państwa oczekiwaniami, albo wyłożyć na stół wiedzę otwartym tekstem.

Język jest ważny dla informacji

Każdy komunikat można zakodować w różny sposób, a więc nadać go innymi słowami. To ważne, ponieważ copywriter musi dostosować język tekstu nie tylko do charakterystyki odbiorców, ale także do celu tekstu. W praktyce każde zdanie jest swego rodzaju formą manipulacji – dobór słów tworzy specyficzny rozkład akcentów w zdaniu, którego jedne elementy w ten sposób się podkreśla, a inne wycisza. Można to zrobić bardzo skutecznie i to bez zbytniego zachodu – trzeba mieć tylko doświadczenie i intuicję, które na to pozwolą.

Przeciętny copywriter ma zbyt mały zasób słów, aby skutecznie lawirować między różnymi znaczeniami. Dobry tekst nie powstaje w mieszarce, gdzie algorytm arbitralnie przydziela zamienniki poszczególnym wyrazom lub frazom. Proces tworzenia tekstu przypomina negocjacje – dobry copywriter siada z gotowym pomysłem, ale później zaczyna się faza eksperymentów, dobierania znaczeń, ważenia akcentów. Dlatego dobry tekst nie powstaje w parę minut – czasem trzeba go wielokrotnie przeczytać, wychwycić subtelne punkty, w których coś nie brzmi tak, jak powinno i w jakiś sposób zmienić konstrukcję zdania.

Wiedza bezużyteczna

Sądząc po popularnych kanałach YouTube, stronach internetowych z wielką liczbą wyświetleń, spora grupa osób nie lubi informacji, czerpie natomiast przyjemność z oglądania czegoś, co nie zasługuje nawet na miano kiepskiego żartu, bo tak trzeba zakwalifikować wygłupy z przebieraniem psa za pająka albo „testy” trunków z ogólnie chyba znanego kanału. I tu pojawia się problem, z którym copywriter nie zawsze może walczyć.

Głupkowate filmiki są atrakcyjne wizualnie – tekst niekoniecznie (choć to zależy od wielu czynników). Zdjęcia, odpowiednio wykadrowane i poddane retuszowi, pięknieją, ale nadal kłamią. Tekst może pięknieć, może kłamać, ale nie osiąga takiego poziomu wizualnej doskonałości jak obrazy. I właśnie ta wizualna strona pociąga użytkowników, ale wiedzy tam nie ma – to bezmyślne oglądanie, z którego nic nie wynika. Artykuły merytoryczne tak nie mogą – tutaj przyciąga konkretna obietnica skierowana do czytelnika: „Tutaj znajdziesz cenne informacje”. Tę obietnicę składa copywriter i to on musi ją spełnić, ale…

No właśnie, jest jeszcze to „ale”. Wielu z Państwa, zafascynowanych tym, jak bezwartościowe w gruncie rzeczy materiały przyciągają uwagę, stara się wejść w rolę naśladowców. To kiepski pomysł, ponieważ oryginał to zawsze oryginał i rzadko kopia staje się od niego wierniejsza, a po drugie to tylko wyświetlenia, trochę hałasu, ale żadnej opinii eksperckiej, żadnego bycia autorytetem w swojej dziedzinie, a na dodatek spore ryzyko. Z wiedzą można się nie zgadzać, bo przecież możecie Państwo stwierdzić, że napisałem tutaj nieprawdę, że są argumenty, które dowodzą, że nie mam racji. To jest możliwe zawsze i wszędzie i nie stanowi wady tekstu. Wiedza powstaje tam, gdzie ścierają się poglądy. A co ściera się przy oglądaniu psopająka? Najwyżej blat biurka od używania na nim myszki, nic więcej. Tutaj nie ma wiedzy, nie ma informacji, bo nie można z niczym dyskutować. A ekspertów poznaje się tylko w dyskusjach.

Niestety, wielu copywriterów zafascynowanych „możliwościami” pseudo-komunikacji, też chce stać się gwiazdami. Nie tędy droga – copywritera nie widać i fakt, że nie znacie mnie Państwo dobrze z nazwiska, świadczy o tym, że działam skutecznie, bo działam zawsze w imieniu zleceniodawców, a nie własnym. I celowo w tym akapicie napisałem na początku o „możliwościach”, a nie „osiągnięciach”, bo czy szczyt w nieprzydatności produkowanego materiału to naprawdę jakiekolwiek „osiągnięcie”? Ja bym to nazwał „porażką”…


Autorem artykułu jest Robert Wąsik, właściciel marki TekstPlus - copywriter do zadań specjalnych

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Równowaga między formą i treścią

Równowaga między formą i treścią


Autor: Robert Wąsik


Każdy przekaz ma formę i treść, a obie one są jednakowo ważne. Jednak identyczny poziom istotności nie musi oznaczać jeszcze, że i forma, i treść są jednakowo zaznaczone. Brzmi to trochę pokrętnie, ale w gruncie rzeczy to prosta zasada.


Czym są forma i treść

Każda wiadomość ma jakiś kod. W przypadku pisanego tekstu jest to czcionka, którą jest on zapisany. Co ważne – a o tym się czasem zapomina – krój czcionki także jest elementem formy. Treść to informacja, którą odczytuje czytelnik – de facto w napisanym tekście nie ma jeszcze treści, jest raczej coś, co można nazwać „potencjalną treścią”, czyli znaczeniem, które odczyta odbiorca. No właśnie – odczyta, jeśli pozwoli mu na to forma.

Podstawy treści

Kształtowanie treści jest procesem żmudnym, ponieważ w większości przypadków autorowi zależy na stworzeniu wiadomości mogącej dać tylko jeden rozszyfrowany komunikat. Mówi się o wiadomościach, tekstach zrozumiałych, ale tak naprawdę zrozumiałe jest wszystko, wliczając w to poezję, jednak ten przykład pokazuje dobitnie, że każdy może dany tekst zrozumieć po swojemu. W tekstach biznesowych taka sytuacja zwykle nie przekłada się na lepsze wyniki firmy i należy dążyć do tego, aby odbiór wiadomości zawsze prowadził do takiego samego efektu, niezależnie od cech czytelnika. Można to osiągnąć, jeśli we właściwy sposób manipuluje się formą, ale przede wszystkim działając według jasne, ściśle sprecyzowanego planu.

Podstawy formy

Na formę tekstu składa się wiele czynników. Wypada w tym miejscu wymienić najważniejsze: wspomniany już krój czcionki oraz jej efekty (kursywa, pogrubienie, inicjały itd.), długość tekstu, formatowanie strony, użycie kolorów, list, tabel itd. Formą jest jednak także język – synonimy, które tak często używane są w roli homonimów wcale nimi nie są. Bliskoznaczność pozostawia pole do nadinterpretacji, ale używanie cały czas powtarzających się słów jest nieprofesjonalne. Znalezienie sposobu na to, aby wykorzystać synonimy, ale nie pozostawić odbiorcy dowolności interpretacyjnej, to wyzwanie dla najlepszych nawet copywriterów. Oczywiście po jakichś pięciu latach intensywnej pracy w zawodzie wychodzi to niemal automatycznie, ale też nie zawsze…

Szybki rzut oka

Forma i treść muszą iść ze sobą w parze. Deprecjonowanie formy czyni z artykułu suchar, nawet jeśli merytoryczny, ale wywyższenie formy nie pozwala zauważyć treści, nawet jeśli jest ona obecna w tekście.


Autorem artykułu jest Robert Wąsik, właściciel marki TekstPlus - copywriter do zadań specjalnych

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Teksty na strony internetowe – banały wysokiej jakości

Teksty na strony internetowe – banały wysokiej jakości


Autor: H. Czekajska


Marketing przyciąga pewne słowa i sformułowania. Jest to widoczne zwłaszcza w sieci, gdzie niemal każda firma istnieje i gdzie stara się reklamować. Dla większości firm strona internetowa to podstawa. Jednak sama witryna to nie wszystko. Najważniejsza jest treść, z którą zetknie się potencjalny klient, gdy ją odwiedzi.


Treść w większości nijaka i banalna, choć wydawać by się mogło, że wysokiej jakości.

Rodzaje tekstów na stronach internetowych

Na większości stron internetowych, którymi poszczycić się mogą rodzime przedsiębiorstwa, znajdziemy kilka podstawowych zakładek. W zakładce O nas znajdziemy informacje na temat samej firmy, jej historii, początków oraz profilu działalności. Oferta wprowadzi nas w zakres usług danej firmy, Kontakt zawiera dane niezbędne w sytuacji, gdy chcemy skontaktować się z usługodawcą, a w Galerii obejrzymy zrealizowane zlecenia lub inne uwiecznione na zdjęciach obrazy związane z firmą, jej życiem bądź działalnością. W zależności od rodzaju firmy, na stronach internetowych znajdziemy także opisy produktów, aktualności, referencje czy inne szczegółowe zakładki. Co decyduje o tym, że skorzystamy z usług właśnie tej firmy, a nie innej?

Jak pisać na stronie internetowej

To, czy zdecydujemy się wejść na daną stronę internetową, podyktowane jest tym, czy interesuje nas jej tematyka. Czy zdecydujemy się zostać na niej przez dłużą chwilę, jest już zależne od zamieszczonych na niej tekstów. Te nie tylko nie mogą być zdawkowe, ale także nie mogą być banalne. Tymczasem trudno byłoby wskazać choć kilka witryn, na których nie spotkamy się z najwyższą jakością, najwyższymi standardami, spełnianiem potrzeb klienta, zrównoważonym rozwojem czy doskonałym rozwiązaniem. Gdzie nie spojrzymy, otaczają nas najlepsze produkty i profesjonalne usługi, wszystko najlepszej jakości, oferowane i przygotowane w trosce o klienta. Co oznacz to w praktyce? Nic.

Jak pisać na stronę internetową

Aby zatrzymać internautę na stronie internetowej, mamy tylko chwilę. Albo zainteresujemy go chwytliwym pierwszym zdaniem, albo na samym wstępie stracimy potencjalnego nabywcę naszych usług. Jak więc pisać? Liczy się pomysł, interesująca historia, nieznany fakt, detal, pozornie nic nieznaczący szczegół, coś co skupi na sobie uwagę czytelnika, by zechciał on przejść do kolejnego zdania, kolejnej zakładki. Ciekawość – oto klucz do sukcesu. Tekst, który rozbudzi w czytelniku ciekawość, ma szansę spełnić swoją rolę i przekonać go właśnie do nas. Warto zrezygnować więc z nic niewznoszących frazesów zachwalającą wysoką jakość i profesjonalne wykonanie produktów lub usług. Choć nie zawsze da się ich uniknąć, niech nie stanowią fundamentu naszej strony internetowej – to jedna z zasad marketingu internetowego.


Teksty na strony

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Brief – zmora copywritera

Brief– zmora copywritera


Autor: H. Czekajska


W życiu zawodowym copywitera pojawiają się różne momenty. Czasem przychodzi mu napisać tekst łatwy, lekki i przyjemny, a czasem artykuł wymaga nawet kilkugodzinnego reaserchu. Bywa także, że podstawą do zrealizowania zlecenia jest szczegółowy dokument. Brief, bo o nim mowa, nierzadko bywa zmorą copywriterów. Dlaczego?


Czym jest brief

Jak już wspomnieliśmy, to dokument, w którym określone zostały najważniejsze założenia kampanii reklamowej. Obejmuje takie elementy, jak analizę rynku, grupę docelową, cel reklamy wraz z pożądaną reakcją odbiorcy, a także niezbędne elementy, jakie w reklamie muszą się pojawić. Brief nie zawsze wygląda tak samo. Podczas gdy jeden klient w skrócie określi swoje wymagania i nakreśli główny przekaz tekstu, drugi wystosuje nawet kilkustronicowy dokument, w którym w najmniejszych detalach określi co musi, a co nie może znaleźć się w artykule. O ile w pierwszym przypadku autor tekstu nie jest ograniczony wytycznymi, o tyle w drugiej sytuacji musi nierzadko pilnować każdego pisanego słowa.

Szczegółowy brief

Dopracowany w każdym calu brief wskazuje, w jakim tonie powinien zostać utrzymany artykuł, a także określa jego schemat. Wskazuje źródła, które należy uwzględnić w tekście oraz zakres tematów i pojęć, które należy w nim rozwinąć. Bywa także, że jasno wskazuje, jakie zagadnienia kategorycznie należy pominąć. To, co zwykle bywa także podane, to minimalna liczba znaków – czyli długość artykułu.

Mogłoby się wydawać, że w obliczy tak dokładnych danych, pozostaje już jedynie zasiąść do napisania artykułu. Nic bardziej mylnego.

Przede wszystkim tak długi i drobiazgowy dokument należy przeczytać kilka razy. Tylko w ten sposób copywriter jest w stanie prawidło odczytać zamysł klienta i nakreślić plan tekstu. Z obszernego briefu należy w pierwszej kolejności wyłuskać to, co najważniejsze, co będzie stanowiło fundament artykułu. Trzeba pamiętać, by w artykule ściśle trzymać się wyznaczonego tematu i umiejętnie łączyć wszelkie wskazane przez klienta zagadnienia. Niczego co ważne nie można pominąć. Nierzadko wymaga to umysłowej gimnastyki, a przede wszystkim – reaserchu. W większości wypadków teksty, które przychodzi copywriterom pisać wg briefu, poruszać mają tematy specjalistyczne, jak np. prawo czy finanse, co również wpływa na trudność tego typu zleceń.

Choć może się wydawać, że pisanie tekstów wg ścisłych wytycznych jest łatwe, w rzeczywistości bywa inaczej. Briefy, które nie pozostawiają miejsca na twórczą inwencję autora, wymagają nie tylko wiele uwagi, ale także skupienia i umiejętności pisania wg narzuconego schematu.


Teksty seo

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Trochę inaczej o motywacji do pisania - 5 rad

Trochę inaczej o motywacji do pisania - 5 rad


Autor: Milena Leszczyńska-Sowirka


Co ma wspólnego podświadomość z budzikiem? Czy talent zawsze jest najważniejszy i jak tak naprawdę jest z tą podzielnością uwagi? Poznaj 5 odkrywczych motywujących zasad, które ułatwią Ci pisanie tekstów, wzmocnią pewność siebie i dadzą nowe siły na drodze kariery copywritera.


Jeśli Twój biznes czy hobby wiążą się z pisaniem tekstów, warto, byś zapoznał się z 5 poniższymi motywatorami znacznie ułatwiającymi niekiedy mozolną pracę pisarską. Są one proste i oczywiste, ale nadal niedostatecznie doceniane. Gwarantuję, że uświadomienie ich sobie i stosowanie na co dzień będzie dla Ciebie przełomem, tak samo, jak było dla mnie. Po tym, jak je odkryłam i zaczęłam stosować, nic już nie jest takie samo, zwłaszcza jeśli chodzi o copywriting.

Oto 5 złotych myśli dla wszystkich piszących (i nie tylko), które gwarantują przypływ motywacji i pewności siebie.

1. Wrodzony talent jest przereklamowany

Istnieje pogląd, że do wykonywania danej rzeczy należy mieć przede wszystkim talent. Nie jest to prawda. A na pewno nie można powiedzieć „przede wszystkim”. George Bernard Shaw, irlandzki laureat Nagrody Nobla w dziedzinie literatury w 1925 roku oraz laureat Oskara w 1938 roku, powiedział kiedyś: „Co ważniejsze dla sukcesu: talent, czy pracowitość? A co ważniejsze w rowerze: przednie czy tylne koło?”

Cały czas wierzymy, że jeśli ktoś ma talent, to rzeczy, które robi przychodzą mu z łatwością. Gdy się przy nich trudzi, to tak naprawdę chyba nie ma talentu i powinien dać sobie spokój. Jeśli myślisz, że np. dobry pisarz czy copywriter siada i pisze z łatwością od razu świetny tekst to jesteś w błędzie. Znakomite teksty to zazwyczaj efekt wielu tygodni przemyśleń, poprawek, przekreśleń i zaczynania od początku.

Przygotowanie dobrego tekstu wymaga przede wszystkim czasu. Pracując nad tekstem daj sobie co najmniej kilka dni na myślenie o nim. To nie jest strata czasu. Pomysł na tekst, na jego stylistykę i główne punkty jest niezwykle ważny. Czas na to poświęcony nigdy nie jest stracony.

Gdy napiszesz już pierwszy draft nie bój się poprawek – pozwól sobie na wykreślenia i dopiski. W tym wypadku nie zawsze sprawdza się zasada, że pierwsza myśl jest najlepsza. Poprawianie jest dobre i normalne. Dobrze jest wrócić do tekstu następnego dnia, lub nawet po kilku dniach. Jeden z guru copywritingu, Daniel Kennedy pisze w swojej książce „The ultimate sales letter”: „Wiele świetnych listów sprzedażowych zostało skleconych w całość za pomocą nożyczek i taśmy klejącej”. Nie bój się zatem poprawiać swój tekst, przeorganizować, a nawet pociąć go na fragmenty. Jeśli nie wiesz, jak zacząć od początku – pisz blokami, notuj główne myśli. Tak właśnie powstał ten tekst: najpierw napisałam 4 punkty – główne założenia, później je rozwinęłam, dodałam jeszcze jeden, a na końcu napisałam wstęp.

2. Człowiek jest w stanie wytworzyć sobie każdy nawyk

Podobno potrzeba 21 dni powtarzania danej czynności, aby przerodziła się ona w nawyk. Każdy z nas ma wyrobione pewne nawyki i przyzwyczajenia w każdej sferze życia. Nie wszystkie wyrobiliśmy świadomie i celowo, ale na pewno wszystkie powstały przez powtarzanie.

Dobra wiadomość jest taka, że w każdej chwili możemy wyrobić sobie nawyki nowe, dowolne, jakie chcemy. Jeśli postanowisz sobie, że np. codziennie o godzinie 20:00 będziesz siadać przed komputerem i pisać 2 stronnicowy artykuł to bardzo prawdopodobne jest, że po ok. 3 tygodniach powtarzania czynność ta będzie w pewnym stopniu dla ciebie automatyczna. Zauważysz również u siebie mimowolny odruch dopasowywania pozostałych czynności do tej nowej.

Warunkiem wyrobienia nowego nawyku jest powtarzalność i konsekwencja. Warto spisać sobie najpierw wszystkie „pomysły na nawyki” dotyczące np. regularnego pisania. Gdy sama sporządzałam taką listę, znalazły się na niej następujące czynności, które ułatwiałyby mi codzienną mobilizację do pisanie:

  • wstawanie trochę wcześniej rano,
  • noszenie przy sobie zawsze notesu i długopisu,
  • czytanie w drodze do i z pracy,
  • pisanie codziennie jakiegoś tekstu - choćby notatki na telefonie,
  • wykorzystywanie pozornie zmarnowanego czasu do wymyślania nowych pomysłów na teksty i hasła reklamowe.

Nad nawykiem wczesnego wstawania nadal pracuję, ale wszystkie pozostałe, dzięki konsekwencji, udało mi się wyrobić. Stały się częścią mojego dnia i niezwykle je sobie cenię.

W wyrabianiu nowego nawyku kluczowe jest bycie konsekwentnym i pamiętanie o tym, żeby powtarzać. Pomocny może okazać się tutaj… telefon komórkowy. Najczęściej wszyscy nosimy je przy sobie. Aby pamiętać o powtarzaniu danej czynności warto ustawić sobie w telefonie przypominanie lub zwykły budzik. Jeśli wyrabiasz sobie nawyk np. siadania do pisania po kolacji, dobrze jest ustawić sobie przypomnienie, aby wszystkie czynności, które dotychczas po kolacji wykonywałeś (wstawienie prania, prasowanie ubrań do pracy itp.) zrobić wcześniej. Jeśli o tym zapomnisz, po kolacji na pewno w pierwszej chwili zabierzesz się z którąś z tych czynności i wyrabianie nowego nawyku nie będzie możliwe.

Warto zmieniać swoje nawyki – to niewątpliwie truizm, ale wyrabianie nowych dobrych nawyków i pozbywanie się złych można traktować jako rozgrzewkę w drodze do stania się profesjonalnym pisarzem lub copywriterem.

3. Potęga podświadomości

To, co robisz i o czym myślisz zawsze trafia do Twojej podświadomości. Wszystkie bodźce są tam dostarczane i przetwarzane, a następnie - najczęściej w najmniej spodziewanym momencie - przychodzi Ci do głowy świetny pomysł. Uznajesz to za nagłe olśnienie, ale tak naprawdę to wynik pracy twojej podświadomości, która właśnie uporała się z dostarczonym „materiałem”.

Carl Gustav Jung, szwajcarski psycholog i psychiatra, stwierdził: „Dopóki nie uczynisz nieświadomego świadomym, będzie ono kierowało Twoim życiem, a ty będziesz nazywał to przeznaczeniem”. Własna podświadomość – naukowo potwierdzony obszar ludzkiego umysłu – to potężne narzędzie, które już dziś możesz… zaangażować do tworzenia świetnych tekstów i haseł reklamowych.

Na pracy podświadomości opiera się metoda wymyślona przez Eugene`a Schwartz`a. Ten legendarny copywriter, podczas pracy nad tekstem, nastawiał minutnik dokładnie na 33 minuty i 33 sekundy. W tym czasie siedział nad danym tekstem lub hasłem, czasem pisał, a czasem tylko myślał. Gdy minutnik zadzwonił, Schwartz odchodził od biurka, nawet gdy był w środku świetnego tekstu i zajmował się zupełnie czymś innym. Po pewnym czasie wracał do tekstu z nowymi pomysłami i „uporządkowaną głową”.

To właśnie efekt działania podświadomości, która „odżywiona” materiałem merytorycznym przetworzyła go w nowe pomysły i idee. Możesz nazwać to natchnieniem, ale właśnie w czasie jego trwania podświadomość „wyrzuca” z siebie efekty swojej pracy.

4. Czeka Cię ciężka praca

Rzadko zdarza się, że sukces jest dziełem czystego przypadku. Najczęściej powodzenie okupione jest ciężką i mozolną pracą oraz mnóstwem poświęconego czasu. Co należy rozumieć pod stwierdzeniem „ciężka praca”? Dla osoby piszącej teksty wysiłkiem jest praca twórcza, wymyślanie tekstów, opracowywanie koncepcji. Jest to często żmudne i czasochłonne. Poza przebłyskami weny, praca nad tekstem to wiele godzin i dni spędzonych nad poprawkami. Ciężar pracy pisarza, copywritera czy blogera przejawia się też w pracy do późnych godzin nocnych, w pozycji siedzącej przed komputerem.

Do ciężkiej pracy można i należy przygotować się psychicznie – uświadomić sobie z całą mocą, że największe dzieła i wynalazki tego świata powstały nie tylko dzięki talentowi, ale głównie jako efekt ciężkiej, wieloletniej intensywnej pracy. Często twórcom wydaje się, że marnują mnóstwo czasu, jednak poświęcanie go danemu przedsięwzięciu to również jest praca, licząca się niezmiernie dla efektu końcowego.

Osoby, które zajmują się na co dzień tworzeniem tekstów lub planują oprzeć swój biznes na pisaniu powinny umieć przekształcić ciężką pracę i poświęcony czas w sprzymierzeńców. Nadając im nowe znaczenie – nie obowiązku, ale miary satysfakcji – można w zupełnie nowym świetle widzieć swoje teksty i swoją codzienną pracę w ogóle.

5. Nie istnieje podzielność uwagi

Jeśli ktoś nieustannie powtarza, jaką ma świetną podzielność uwagi, spokojnie można włożyć to między bajki. Jacek Walkiewicz, psycholog, trener rozwoju osobistego, coach, autor książki „Pełna MOC życia” uświadamia, że uwagę mamy tylko jedną i jak ją podzielimy na 2 rzeczy, to każda z tych rzeczy otrzyma połowę uwagi. Według pana Jacka uważność jest, obok odwagi, najważniejszą wartością w życiu człowieka. Jak się coś robi, to należy temu poświęcić całą swoją uwagę. I tylko temu. Zachęca swoich czytelników i uczestników seminariów do tego, aby w życiu i w pracy byli uważni i refleksyjni. Aby robiąc coś poświęcali temu całą swoją uwagę, ignorując wszystkie „przeszkadzacze” wokół.

Ta cenna rada niezmiernie przyda się w procesie pisania każdemu, kto chociaż raz doświadczył rozpraszania swej uwagi. Na pewno nieobca Ci jest sytuacja, kiedy zasiadając do pisania przed komputerem zaczynasz sprawdzać pocztę, portal społecznościowy i Allegro? I jeszcze w ostatniej chwili przypominasz sobie, że trzeba wstawić pranie…Niech uważność będzie od dziś Twoją tajną bronią do skutecznego pisania.

Mam nadzieję, że powyższe spostrzeżenia okazały się dla Ciebie równie odkrywcze i cenne, jak swego czasu dla mnie. Ich poznanie, przyswojenie i stosowanie zawdzięczam dotychczas przeczytanym książkom i artykułom, głównie z zakresu copywritingu i rozwoju osobistego.

W następnym artykule opiszę wartościowe książki z zakresu marketingu i copywritingu, które dostarczają bardzo cennych wskazówek początkującemu pisarzowi.


Milena Leszczyńska - Sowirka

Web Copywriter

www.milush.pl

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Jak pisać treści na strony internetowe?

Jak pisać treści na strony internetowe?


Autor: Milena Leszczyńska-Sowirka


Czym różni się pisanie tradycyjne od web copywritingu i co ma z tym wspólnego ludzkie oko? Dowiedz się, jak czytamy z papieru, a jak z ekranu. Poznaj 9 zasad redagowania tekstu na strony internetowe i spraw, by czytelnicy przychodzili do Ciebie po więcej.


Jeśli redagujesz tekst, który ma być opublikowany zarówno w formie papierowej, jak i w sieci musisz wiedzieć, że teksty te powinny się… znacznie od siebie różnić. Nie od dziś bowiem wiadomo, że wybitny tekst wcale nie musi gwarantować sukcesu. W czasach, kiedy internet mamy wszędzie, zarówno nośnik tekstu, jak i nawyki współczesnego czytelnika stanowią o „być albo nie być” danego materiału.

Na początek skupmy się na głównym celu pisania, czyli… czytaniu. Jacob Nielsen – uważany za światowego guru user experience – zapytany, jak ludzie czytają w internecie, odpowiedział: „W ogóle!”. Przyjrzyjmy się zatem różnicy pomiędzy czytaniem z papieru, a czytaniem na monitorze.

Człowiek czytający książkę czy gazetę – nazwijmy go: czytelnik tradycyjny - zazwyczaj akurat ma spokojną chwilę, może usiąć lub się położyć i czytając w skupieniu linijka po linijce delektuje się treścią. Nie wspominając już o doświadczeniu „obcowania z papierem”, dla którego wiele osób nigdy „nie przesiądzie się” z książki na tablet. Czytelnik internetowy natomiast – nazwijmy go: webowy – jest znacznie mniej cierpliwy. I z całą pewnością nigdy nie ma czasu. Jego czytanie to tak naprawdę skanowanie tekstu, z zahaczaniem wzrokiem o wyróżnione fragmenty w treści, o których za chwilę napiszę.

Dlaczego zwykły współczesny czytelnik - taki jak ty czy ja – po przeczytaniu w skupieniu 3 rozdziałów książki, nie może w spokoju od początku do końca przeczytać jednego artykułu internetowego?

Po pierwsze, sprawcą tej różnicy jest… ludzkie oko. Od dziecka mamy do czynienia z tekstami pisanymi i drukowanymi. Taki odbiór tekstu jest dla nas naturalny, ponieważ oko ludzkie łatwiej i szybciej śledzi tekst na papierze niż tekst w formacie cyfrowym. Czytanie na monitorach, czytnikach i wszelkich ekranach jest natomiast dla ludzkiego oka o wiele bardziej męczące i niewdzięczne. Na odbiornikach cyfrowych czyta się wolniej, również z uwagi na wiele rozpraszaczy obecnych na stronach internetowych – banery reklamowe, wyskakujące okienka, agresywna grafika i kolorystyka, jaskrawe tło itp.

Po drugie – przyzwyczailiśmy się już chyba, że bardzo wiele treści w internecie to bezwartościowe śmieci. Nauczyliśmy się już nawet rozpoznawać kolorystykę i ikony, które od razu należy zignorować. Omijamy więc instynktownie pewne partie stron internetowych, które kojarzą nam się z rozpraszaczami (np. reklamy). W ten sposób nauczyliśmy się skanowania treści – musieliśmy przecież jakoś sobie poradzić z tą „bombą informacyjną”, która każdorazowo atakuje nas po otwarciu witryny www.

Po trzecie – ciągle brakuje nam czasu. A już na pewno nie chcemy marnować go na szukanie i zapoznawanie się z materiałami, które po przeczytaniu okazują się dla nas zupełnie nieprzydatne albo niezrozumiałe.

Co więc Ty – jako twórca tekstów na strony internetowe - możesz zrobić, aby czytelnik webowy nie tyko trafił na Twój artykuł, ale przeczytał go w całości, a na końcu stwierdził, że wreszcie znalazł to, czego szukał?

Przede wszystkim powinieneś poznać i stosować podstawowe zasady pisania tekstów na strony internetowe. Oto one:

1. Treść jest najważniejsza. Obecnie dominująca w marketingu i ogólnie w sieci zasada „content is king” mówi, że tylko wartościowe merytorycznie teksty mają szansę na sukces. Dostarcz odbiorcom ciekawych treści, a przyjdą po więcej.

2. Przyciągnij uwagę nagłówkiem – to nagłówek i 2 – 3 pierwsze zdania decydują o tym, czy tekst zostanie przeczytany. Nie żałuj więc czasu i kreatywności na zredagowanie nagłówka dla swojego tekstu. Możesz sformułować go np. jako pytanie „Jak zrobić…”, „Jak uniknąć…” lub zawrzeć w nim cyfry, które przyciągają uwagę.

3. Stosuj zasadę odwróconej piramidy – najpierw przedstaw w tekście to, co najważniejsze. W dziedzinie użyteczności stron internetowych istnieje pojęcie tzw. linii zanurzenia. Jest to wszystko to, co widzimy na stronie www po wejściu na nią, bez przewijania w dół. Ponad linią zanurzenia powinno znaleźć się to, co ma przyciągnąć uwagę i zachęcić do dalszego czytania.

4. Stosuj styl konwersacyjny – wysławiaj się jasno, przystępnie i tak, jakbyś rozmawiał na żywo. Tekst ma być dialogiem z czytelnikiem, stosuj zatem:

  • stronę czynną („napisałam” zamiast „zostało napisane”);
  • pytania, na które czytelnik może sobie w duchu odpowiadać w trakcie czytania;
  • pisanie na „ty” – zauważ, że znacznie zmniejsza to dystans i ułatwia czytanie.

5. Unikaj trudnego słownictwa – to jasne, że masz mnóstwo specjalistycznej wiedzy na temat, o którym piszesz, ale czytelnik będzie Ci o wiele bardziej wdzięczny, gdy przedstawisz mu temat w jak najprostszy i zrozumiały sposób.

6. Pamiętaj o poprawności – nie ma nic gorszego, niż błędy w pisowni czy nieskładne zdania. Niechlujny, niedopracowany tekst źle świadczy o jego autorze.

7. Stosuj optymalną szerokość tekstu – nie każ czytelnikowi czytać długich linijek po same krawędzie monitora, ponieważ to znuży go szybciej, niż treść zdąży zainteresować.

8. Skracaj – wykreśl wszelkie zbędne dywagacje i przymiotniki, które nic nie wnoszą. Unikaj lania wody. Czytelnik webowy ma naprawdę tylko chwilę, by przejrzeć Twój tekst i uznać, czy jest wart dalszego czytania. Pisz o konkretach.

9. Zadbaj o przejrzystość – czytanie długich bloków tekstu w sieci jest męczące. Zastosuj następujące przerywniki oraz elementy wizualne ułatwiające czytelnikowi odbiór:

  • dziel tekst na bloki i akapity;
  • użyj przyjaznej, prostej czcionki we właściwym rozmiarze;
  • stosuj raczej ciemną czcionkę na jasnym tle, unikaj dużych kontrastów kolorystycznych;
  • stosuj śródtytuły;
  • używaj wypunktowań i list;
  • stosuj pogrubienia i zakreślenia tekstu (z umiarem);
  • używaj cyfr (przyciągają uwagę);
  • użyj ciekawych infografik, ilustracji, wstawek z pisma odręcznego itp.

Znając powyższe zasady pisania web contentu możesz w prosty sposób zredagować przyjazny w odbiorze tekst na stronę internetową lub dostosować już istniejący do nowoczesnych standardów.

W kolejnym artykule zaprezentuję sprawdzone sposoby motywowania siebie - do pisania i nie tylko.


Milena Leszczyńska - Sowirka

Web Copywriter

www.milush.pl

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

sobota, 19 września 2015

Czym NIE jest copywriting?

Czym NIE jest copywriting?


Autor: Karina Farkos


Wiele powstało artykułów na temat tego, czym jest copywriting, nadal jednak dobrze nie opisano tego, czym ten nie jest. A warto odkurzyć ten termin, gdyż narosło na nim wiele zmutowanych drobnoustrojów.


Z zawodem tym związanych jest wiele mitów i niedopowiedzeń. Co więcej, przedstawiciele tej profesji, mówiąc o tym, kim są spotykają się z wieloma zaniepokojonymi istnieniami ludzkimi i szeregiem pytających spojrzeń. Idąc do urzędu czy też, szampańsko się bawiąc na imieninach u ciotki, raczej nikomu nie zaimponują, mówiąc, że są tymi wielkimi „kopirajterami”. Do tego musza oni być przygotowywanie na literowanie swojego zawodu i delikatne pytania, w stylu: „jak to się do cholery zapisuje”?. Życie copywritera nie jest jedynie sielanką, aby jednak stopniowo to zmieniać, warto raz na zawsze wyjaśnić, czym NIE jest copywriting.

1.Miłośniców pięknych studenckich czasów, spod znaku kserówek, muszę zmartwić. Nie, niestety zawód „kopirajtera” nie ma nic wspólnego z masowym robieniem kopii – czyli z profesjonalną obsługą kserokopiarki. Co prawda, owszem, od czasu do czasu może on czerpać inspiracje od innych, ale z pewnością nie tak dosłownie i nie na taką skalę. Przykro nam.

2. Copywriter nie jest także specjalistą od praw autorskich. Dyslektycy i ludzie gardzący skupianiem się na detalach – owszem, mogą nie zauważyć subtelnej różnicy między Copywriterem a copyrighterem. Niby jedna literka, ale jakże znacząca. Aha, dla bardziej zaawansowanych dyslektyków, powiemy tylko jeszcze, że nie, nie jesteśmy także copywrighterami. No cóż, szkoda.

3. Nie jesteśmy ornitologami. Na pozór może to brzmieć absurdalnie, ale naprawdę – nie mamy nic wspólnego ani z hodowną drobiu, ani sikorek, ani innych rzeczy, które ptasie są. Zwieść niektórych mogą pozory, czyli treść wielu ogłoszeń o pracę na stanowisko copywriterskie. Tamże w wymaganiach zazwyczaj pojawia się słynne „lekkie pióro”. Sztab specjalistów usiłował badać zależność wagi i rodzaju upierzenia od jakości pisanych tekstów – ale do dziś nie ustalono ostatecznego stanowiska.

4. Nie pracujemy w cukierni. To, że niektórzy copywriterzy piszą czasami tzw. precle, nie oznacza, że mają wiele wspólnego z branżą cukierniczą. Owszem precle mają coś wspólnego z wypełniaczem i pustymi kaloriami, ale wypieka się je raczej na klawiaturze, a do tego nie są one szczególnie smaczne. Co lepsi copywtirerzy wiedzą, że zdrowa dieta to podstawa, dlatego wydają jedynie wartościowe treści, bez oferowania pustych kalorii.

5. Nie jesteśmy nudziarzami, tak przynajmniej chcemy o sobie myśleć;). Copywriter cto ktoś pomiędzy artystą a biznesmenem i psychologiem, czyli człowiek, który ciągle musi się uczyć i być na bieżąco z trendami. Copywriterzy bywają dziwni – miewają absurdalne poczucie humoru, dziwne skojarzenia i czasami świat za nimi nie nadąża. Pewne jest jednak to, że trudno się z nimi nudzić, a praca z nimi to niekończąca się podróż harleyem po malowniczej, zakurzonej serpentynie (z „Born to be wild” w głośnikach).


Za dziką jazdę ze słowami dziękuję zespołowi: Copyriders

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Pomoc w pisaniu

Pomoc w pisaniu


Autor: Seweryn Ogrodnik


Poniżej przedstawię swój punkt widzenia na kwestię pomocy w pisaniu dla kogoś zlecającego teksty. Czy poszczególne rodzaje prac wymagają innego podejścia, a może jest to taka sama „robota”? Moim zdaniem jest to temat złożony; tutaj zaprezentuję część tego zagadnienia


Pasja pisania przynosi satysfakcję sama w sobie; daje wolność i możliwość kreowania własnych „światów”, umożliwia także ujęcie myśli w słowa. Jest to szczególnie ważne, gdy te pierwsze kołaczą w głowie, plączą się i dekoncentrują; mogą nawet powodować negatywne stany.

Taka pasja powinna przynosić profity, ponieważ pisarz to – moim zdaniem – najbardziej wnikliwy obserwator: obejmuje całość obrazu, włącznie z tym co niewidoczne (wszystkowiedzący narrator, twórca), a następnie przedstawia fragment tego obrazu obiektywnie, ale w subiektywnym klimacie - stosując sobie znane środki oraz tak zwany warsztat. Kolejne półki tego warsztatu zawierają narzędzia, które umiejętnie używane mają dać efekt.

Ale nic z tego nie będzie, jeśli się nie ma pomysłu; nawet zwykła praca szkolna będzie zubożona.

Tak więc pomoc w pisaniu ma dwa aspekty:

  1. Pomoc merytoryczna.
  2. Pomoc redakcyjna.

Z kolei w ramach pomocy merytorycznej wyróżniłbym trzy poziomy:

- wiedza na dany temat,

- zaproponowanie tematu i plan pracy, konkluzje,

- przelanie treści na papier na swój oryginalny sposób.

Z pewnością przydaje się doświadczenie z pisania prozy, choćby po to, aby nadać pracy niesztampowy wyraz. Przydaje się to nawet w pracy inżynierskiej, gdzie między punktami, podpunktami a tabelkami twórca formułuje tezy.

Oczywiście, jeżeli jest to praca szkolna lub naukowa, to podlega pewnym rygorom, więc siłą rzeczy możliwość rozwinięcia skrzydeł jest ograniczona. Jednakże nawet wtedy można konstruować pracę według własnej recepty; tylko w ekstremalnym przypadku, jeżeli jest to praca pod tytułem: „Kto jest twoim idolem i dlaczego Lenin?”, nie rozwijałbym wniosku.

Istnieje mnóstwo tematów, które mogą stać się początkiem ciekawej, a czasem wielowątkowej pracy. Istotny jest sposób rozpoczęcia i ma on zaciekawić w niebanalny sposób. Warstwa „dowodowa" powinna odkrywać drugie, a najlepiej trzecie dno. Zakończenie i wnioski powinny wnieść coś odkrywczego. Osobną kwestię stanowi pisanie tekstów ofertowych; wtedy bardziej posługujemy się językiem retoryki, a powyższe zasady są „skondensowane”. Poza tym taki tekst jest pod konkretnego klienta… ale z drugiej strony klient nie kupuje towaru tylko Ciebie, jak twierdzi wielu speców od sprzedaży bezpośredniej, bo gdyby było inaczej, to towary sprzedawałyby się same według niższej ceny!


po więcej odwiedź, ciekawe propozycje czekają

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Nowy stary model reklamy

Nowy stary model reklamy


Autor: Robert Wąsik


Jeśli to czytasz, to masz szczęście – przedstawię Ci sposób tak banalnie prosty, że aż wstyd, że nie jest najszerzej stosowany. Do czego sprowadza się reklama? Często do wciskania kitu, prawda? A gdyby reklamować szczerze?


Tylko dla dobrych produktów

Zgoda, mój system ma jedną, często uznawaną za poważną, wadę: nie sprawdzi się do reklamowania szmelcu. Jeśli więc rzeczywiście produkujesz mizernej jakości produktu albo sprzedajesz kiepskie usługi, to niestety z niego nie skorzystasz. Zresztą szczerze życzę Ci odpadnięcia z biznesu – produkty muszą być dopracowane, a usługi rzetelne, bo zadaniem biznesu nie ma być napychanie kabzy, tylko zmienianie świata na lepszy. Tyle tytułem wstępu. Jeśli uważasz, że to, co robisz, może poprawić czyjeś życie i dać radość, to chętnie podzielę się z Tobą prostą instrukcją promocji.

Nie naginaj rzeczywistości

Opisywanie produktu lub usługi powinno odbyć się bez naginania rzeczywistości. Na pewno wiesz, że każdy produkt ma jakieś wady – kiedy idziesz do sklepu, masz tę świadomość, dlatego powinieneś ją zachować także wtedy, kiedy reklamujesz swój produkt – nikt nie uwierzy, że jest idealny. Zresztą – gdyby był bardzo wysokiej jakości, wadą byłaby wysoka cena, prawda?

Prawda manipuluje

Każdy tekst marketingowy siłą rzeczy jest tekstem manipulacyjnym, co wynika z natury języka – sugerując, manipulujesz. Dlaczego więc zwracać czyjąś uwagę na wady produktu? To bardzo proste: kiedy powiesz klientowi szczerze, jakie wady ma Twój produkt, klient nie będzie musiał ich sam szukać – dostanie jasny, przejrzysty i prawdziwy opis. Zwróć uwagę na to, co dzieje się, jeśli nie podasz klientowi rzetelnego opisu: w takim przypadku zacznie on sam szukać wad produktu, znajdując czasem problemy nieistniejące (że kolor nie taki, że coś MOŻE być niższej jakości) – wystarczy napisać szczery tekst, żeby klient przy zakupie czuł się bezpiecznie.

Rzetelność dla finansistów

Największy problem z rzetelnością mają doradcy finansowi, banki, parabanki i podobne instytucje. Oczywiście nie twierdzę, że ktoś celowo wprowadza w błąd swoich klientów, ale prezentowana oferta czasem jest wręcz zbyt doskonała. Cele kredytodawcy i kredytobiorcy nigdy nie są zbieżne a w tekście sprzedającym kredyty zawsze klient może przeczytać, że bank ma na uwadze jego dobro – to nigdy nie jest prawdą i wie o tym każdy. Pomijając takie oczywiste kłamstwa, można zyskać klientów. Informując o ryzyku inwestycyjnym, kosztach pożyczek – to wszystko dziś wypada z planów tekstów marketingowych, bo jakiś spec orzekł, że negatywnie wpływa na sprzedaż. Niekoniecznie – ludzie chcą ufać sprzedawcom, a Ty musisz im dać szansę. Dlatego pisanie rzetelnych tekstów sprawdzi się również w branży finansowej.

Sam nie dam rady


Przyzwyczajenie do starego modelu promocji, opartego na świadomym lub nieświadomym wprowadzaniu w błąd jest olbrzymie i przeszkadza w działaniu uczciwym. Niewielu copywriterów, marketingowców i agencji reklamowych zajmuje się tworzeniem rzetelnych reklam. Jeśli kogoś takiego znajdziesz, jesteś już na wygranej pozycji.


Jeśli chcesz zamówić rzetelne teksty marketingowe, skontaktuj się jedną z dwóch firm: TekstPlus.pl albo Artelis.pro

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Praca po swojemu - język a ocena

Praca po swojemu - język a ocena


Autor: Robert Wąsik


Do strony językowej prac licencjackich jakoś już zwykło się podchodzić z wielkim dystansem. Czy wiesz, że język Twojej pracy ma wpływ na końcową ocenę recenzji? Zadbaj o to, żeby nie stracić tutaj punktów!


Nie ma systemu oceniania

Nie istnieje jednolity sposób oceniania prac licencjackich czy magisterskich. Często nie tylko w obrębie jednego wydziału, ale nawet w ramach jednego zakładu poszczególne osoby w różny sposób oceniają prace. Zazwyczaj recenzent i promotor używają tego samego arkusza oceny, ale i to nie jest obowiązkiem, jeśli tylko użyją podobnych kryteriów. Większość z arkuszy przewiduje pewną liczbę punktów również za właściwe posługiwanie się językiem. Co ciekawe – nie widziałem jeszcze takiego arkusza, w którym oceniałby jakość użytego słownictwa.

Jak to napisać?

Prace licencjackie należy pisać językiem prostym. Po pierwsze – prace naukowe powinny być zrozumiałe i maksymalnie precyzyjne, a ten efekt osiąga się właśnie przez uproszczenie języka, a po drugie, nadmierna złożoność zdań może łatwo doprowadzić do błędu i obniżenia oceny. W ramach oceny języka ocenia się przede wszystkim spójność wywodu, jasność i precyzję wypowiedzi, użycie kluczowych zwrotów fachowych, o ile jest to konieczne dla zachowania precyzji.

Czy możesz zmanipulować recenzenta językiem?

Tak naprawdę każda wypowiedź jest manipulacyjna. Czy jednak możesz narzucić recenzentowi lub promotorowi konkretny tok myślenia? Jest to jak najbardziej możliwe. Do tego, aby bronić się przed manipulacją językową, nie potrzeba wyższego wykształcenia, a jedynie wiedzy na temat używania języka. Nie chodzi mi jednak o to, abyś celowo kogokolwiek wprowadzał w błąd – możesz jednak uniknąć części negatywnych ocen, jeśli właściwie zbudujesz swoją wypowiedź. Manipulacja może bowiem oznaczać po prostu zmianę konstrukcji zdaniowych w tekście. Najważniejszym wytrychem, jaki możesz zastosować, jest użycie prostego zwrotu „moim zdaniem”, a w zasadzie „zdaniem autora”, bo praca powinna być pisana w trzeciej osobie. Twierdzenia ustanowionego w ten sposób nie musisz uzasadniać literaturą. Nie można tego odczytać jako błędu – oczywiście należy korzystać z literatury, ale ogłupiająca polska mania pisania wszystkiego wyłącznie w oparciu o cudze cytaty powoduje, że nie możesz w pracy zawrzeć własnego pomysłu – dzięki temu wytrychowi możesz, a podobnych możliwości jest dużo więcej!


poprawa prac licencjackich i magisterskich

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Merytoryczne teksty najlepszą reklamą

Merytoryczne teksty najlepszą reklamą


Autor: Robert Wąsik


W czasach krzykliwej reklamy, wszechobecnego marketingu i pozycjonowania stron internetowych, trudno jest znaleźć gdzieś rzetelne informacje o produktach i usługach, a to właśnie one mogą być najcenniejszą formą reklamy.


Zakłamana reklama

Reklama – stek bzdur, kłamstw albo przynajmniej mocno naciągany opis rzeczywistości. Tak to przynajmniej wygląda. Dziś reklama w sieci sprowadza się albo do banerów (kiepskich zazwyczaj), albo do pozycjonowania, w którym już dawno nie wygrał najlepszy, a jedynie najbardziej obrotny. Ta druga metoda promocji jest co prawda skuteczna, ale tylko naraz: klienci nie mają ochoty wracać do firmy, która raz nabiła ich w balona.

Brak informacji

W zalewie stron zapleczowych, skryptów wiki, katalogów stron, które są całkowicie bezużyteczne również dla potrzeb SEO, trudno znaleźć to, co byłoby najcenniejsze, czyli realną wiedzę. Każdy artykuł pisany przez większość copywriterów na dany temat zawiera dokładnie te same (dodajmy, że niesprawdzone) informacje, a kolejny jest po prostu jakimś bełkotem wyplutym przez mieszarkę. Mimo kolejnych zmian algorytmu Google cały czas właśnie ten śmietnik jest podawany internautom jako potencjalnie najbardziej wartościowe strony.

Ostoja rzetelności

Publikowanie rzetelnych materiałów reklamowych w dzisiejszych czasach mija się z celem. Jedyne miejsce, gdzie masz pełną kontrolę nad tym, co się pojawia i jakie informacje są prezentowane, to twoja własna strona internetowa. Wkładasz w nią mnóstwo pracy, nierzadko także grube pieniądze: szkoda zabijać efekt głupkowatym tekstem marketingowym.

Merytoryczne teksty i rzetelna informacja

To, czego ludzie szukają, to odpowiedzi na nurtujące ich pytania. Czy widziałeś ostatnio stronę banku, na której byłoby napisane, że hit miesiąca, lokata oprocentowana na 3,5%, za pół roku będzie kompletną porażką? A może widziałeś stronę doradcy nieruchomości, który uczciwie napisał cenę i podał wady budynku? Ludzie chcą wiedzieć: kiedy inwestuję pieniądze, chcę mieć pewność, że robię to dobrze, ale chcę też znać realną cenę. Kiedy kupuję dom, chcę wiedzieć, na ile wydatków w związku z niesprawną siecią wod-kan muszę się przygotować.

Przedsiębiorco, zainwestuj!

Drodzy przedsiębiorcy – choć sam jestem copywriterem, jestem też waszym klientem. Zainwestujcie, proszę, w szczere, merytoryczne teksty. Dzisiejsza strata jest jutrzejszym zyskiem: klient, którego dziś przyciągnie rzetelny opis usługi, jutro poleci rzetelną firmę. Bez kupionych certyfikatów i bez naciąganej reklamy. Inwestycja w szczere teksty rzeczywiście może się opłacić.


merytoryczne i szczere teksty na stronę www

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Mania angielszczyzny

Mania angielszczyzny


Autor: Robert Wąsik


Jednym z podstawowych problemów polskiej nauki jest brak własnego aparatu pojęciowego. Widać to wyraźnie na każdym etapie realizacji zadań studenta, a szczytem jest już pisanie pracy magisterskiej.


Przykłady z dziedzin różnych

W ciągu ostatniego roku poprawiałem prace licencjackie i magisterskie z 32 różnych kierunków. Praktycznie za każdym razem: w biologii, filozofii, technologii lotnictwa, literatury, wszędzie tam byłem zmuszony do usuwania zwrotów obcojęzycznych. Ponieważ sam z wykształcenia jestem biologiem, wiem doskonale, że niektóre pojęcia są rzeczywiście praktyczne, ale zdecydowana większość po prostu „się przyjęła” z powodów, których nie można chyba szukać nigdzie, poza lenistwem „naukowców”. Terminal investment, czyli inwestycja terminalna, końcowa, ostateczna, paranormal romance, czyli romanse paranormalne (względnie tandeta-nienadająca-się-do-czytania), a także setki, wiele setek innych określeń, które wszędzie – oczywiście poza Polską – ktoś przetłumaczył i stosuje, a które u nas podobno mają brzmieć mądrze.

Holendersko-niemieckie zawody

Mam kolegę, który pracę magisterską chciał pisać w Holandii. Pojechał tam w ramach wymiany i zamierzał pracę napisać po angielsku (bo niderlandzkiego nie zna). Efekt – odmowa: „jest pan w Holandii, gdzie prace naukowe pisze się tylko po niderlandzku i na angielski można je jedynie tłumaczyć”. Podejście podobne przyjęto w Niemczech. Ba, na Białorusi nawet i Ukrainie, ale u nas nie, u nas musi być oryginalnie, czyli praca ma zostać napisana w Vistula English.

Szacunek do własnego języka zanika nawet na takich kierunkach jak filozofia, gdzie tworzy się wprawdzie wzorce logiczne wypowiedzi, gdzie wykorzystuje się wiele zwrotów precyzyjnie tak, jak należy, ale gdzie też tylnymi drzwiami dostają się anglicyzmy. Zbędne zresztą, bo język polski może wyrazić wszystko.

Co z tym fantem począć?

Cóż, wyjścia są dwa: albo narazić się promotorowi i przetłumaczyć angielskie zwroty na polskie i dodać złośliwie, że się nie przyjęły, bo nikt ich nie używa, albo wyjście drugie – przetłumaczyć i nie dorzucać złośliwych komentarzy. Język branżowy nie musi być obcy!
Wiem, że czasem trudno jest takie branżowe zwroty wkomponować w polską składnię: z tłumaczeniem zwykle problem jest nieduży, ale nie zawsze po polsku zdanie chce brzmieć równie mądrze.

Napisanie pracy dyplomowej staranną, precyzyjną polszczyzną niekoniecznie będzie łatwe. Mało który język ma tyle skomplikowanych zasad, co nasz, ale też mało który pozwala na tak precyzyjną budowę wypowiedzi. Warunek jest jeden: podczas pisania, trzeba myśleć i trzeba używać zasad, które istnieją poza zakurzonymi słownikami poprawnej polszczyzny.


korekta prac magisterskich.

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Czego nie wiesz o pracach dyplomowych?

Czego nie wiesz o pracach dyplomowych?


Autor: Robert Wąsik


Od kilku lat poprawiam prace dyplomowe różnej rangi, z różnych kierunków, różnych uczelni i w ogóle różne – pod każdym względem. Chciałbym w tym najkrótszym z możliwych podsumowań napisać ci coś, czego o pracach dyplomowych nie wiesz.


Każdy promotor wie najlepiej

Sam miałem promotora, który zwykł sugerować usuwanie własnych sugestii i zalecać dopisanie tekstu, który zalecił był usunąć. Nie zdziwiły mnie więc tego rodzaju zachowania, podobnie jak nie zdziwiła mnie wszechwiedza promotorów. Każdy podawał swoje wytyczne, a kiedy studenci nie trzymali się ich, odpisywał, że „tak nie wygląda praca naukowa”. I może byłoby to zrozumiałe, ale, jak się pewnie domyślasz, wytyczne różnych promotorów nie tylko były niespójne – były wręcz wzajemnie wykluczające. Bądź co bądź, nie ma przecież czegoś takiego, jak szablon pracy naukowej: można ewentualnie wyróżnić pewne jej elementy, nawet części, ale nawet one nie są obligatoryjne.

Nikt tu nie zna języka

Martwisz się, kiedy promotor radzi ci używać krótszych zdań, wskazuje na błędy językowe albo inne techniczne drobiazgi? No cóż – niestety, sam znam dość sporo zasad poprawnej polszczyzny i staram się ich trzymać, ale kiedy nawet promotor nakazuje użycie zwrotu „odnośnie czegoś”, a nie „odnośnie do czegoś”, to krzyczeć mi się chce z bólu. Tyle gwałtu, ile polszczyźnie zadaje ciało profesorskie, nie jest w stanie zadać cała armia dyslektyków i analfabetów praktycznych.

Nie przejmuj się swoimi błędami – jeśli nawet ktoś będzie chciał opublikować twoją pracę, to i tak weźmie się za nią redaktor czasopisma, który dostosuje ją do standardów wydawnictwa. To normalna procedura i wybryki profesorskie potraktuj w tej samej kategorii. Być może bardziej elegancko byłoby nie sugerować rozwiązań kłopotów, o których rozwiązywaniu nie ma się pojęcia, ale pewnie już wiesz, że uczelnia to miejsce, w którym elegancja to tylko figura retoryczna.

Oszczędzaj czas

Z doświadczenia wiem, że nawet najstaranniej napisane prace, czasem są zwracane do poprawy. Czort wie, czy to sposób na pokazanie wyższości, czy jakieś egzemplifikacje nieomylności promotorów. Tak się po prostu zdarza. Widziałem już i takie prace, które były prawie idealne, ale i tak upstrzone uwagami – jest ryzyko, że ich autorzy wysłali je do promotora, kiedy ten miał jakiś gorszy dzień. Z tym trzeba żyć – nie zajmuj się uzasadnianiem użycia takiego czy innego zwrotu – zmień go. Poważnie – ja wiem, że może praca nie stanie się lepsza. Może nawet się pogorszy, ale poprawi się twój komfort bytowania – nie musisz cały czas słuchać bezsensownego powtarzania wkoło „nie dopuszczę do obrony”. Każdy ma jakieś kaprysy, uszanuj je!

Kiedy szukać korekty?

Zlecenie komuś korekty pracy dyplomowej to najprostsze rozwiązanie. Potraktuj je jednak jako ostateczność – zgoda, zrobię to szybciej niż ty sam, ale ale nie o to chodzi. Spróbuj zaprzyjaźnić się ze swoją pracą, wczuć się w rolę promotora albo recenzenta, spojrzeć na to, co napisałeś z jakiegoś dystansu. Wiem, że jesteś emocjonalnie związany ze swoją pracą – każdy jest, nawet jeśli tylko podświadomie. Ale właśnie dlatego sam najlepiej wiesz, jak chcesz, aby ta praca ostatecznie wyglądała. Korekty szukaj wtedy, kiedy mimo szczerych chęci nie możesz sprostać wymaganiom promotora albo wtedy, kiedy z różnych powodów nie masz czasu należycie zająć się swoją pracą.


korekta prac magisterskich

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Adwokat diabła #1

Adwokat diabła #1


Autor: Krzysztof Kina


Może się tego nie spodziewałeś, ale teraz chciałbym wystąpić w roli adwokata diabła – chcę ci powiedzieć, jak możesz się promować za pomocą kiepskich tekstów. Tak – to jest jak najbardziej możliwe, a za chwilę dowiesz się, jak i co może z tego dla Ciebie wyniknąć.


Przede wszystkim musisz mieć bardzo dużo tekstów. Teksty będą potrzebne do umieszczenia w nich linków tak, jak jesteś do tego przyzwyczajony. Dlaczego musisz mieć tych tekstów dużo? Pierwsza rzecz: będziesz korzystał ze stron średniej jakości. To oznacza, że nie powinieneś pisać zbyt dobrych tekstów: i tak będą opublikowane między przeciętnymi, więc niczego nie zyskasz, jeśli napiszesz więcej i lepiej niż inni. To jednak ma swoje konsekwencje: strony takie mają tendencję do znikania w mrokach sieci – nieprzedłużone domeny, zbanowane serwisy, filtry, linki, które wyparowują: to na pewno znasz. A to oznacza, że musisz mieć teksty zapasowe – jeśli stracisz linki, to przecież trzeba to uzupełnić. Koło się zamyka.

Załóżmy jednak, że teksty masz. Czego potrzebujesz dalej? Dużej ilości stron. Zapewne wiesz, że ilość dobrych stron jest ograniczona, a spisy pozostałych są zwykle mocno nieaktualne. Zróżnicowanie źródeł linków jest bardzo potrzebne: dzięki temu wzmacniasz swoją stronę, a im więcej jest tekstów, tym więcej musi być stron do publikacji, a to oznacza bardzo długie godziny siedzenia i szukania kolejnych serwisów. I nawet jako adwokat diabła absolutnie nie radzę Ci używać harvesterów, bo jeśli zbierzesz masę przypadkowych adresów, to będziesz musiał całymi dniami je weryfikować – to już jest zupełnie niepotrzebne.

Przyjrzyjmy się teraz linkom – żeby wypozycjonować się kiepskimi tekstami, musisz mieć bardzo dużo linków. Pojedynczy link z kiepskiego tekstu ma niewielką moc, więc żeby uzbierać na top10, musisz mieć dużo linków. Dużo linków to jednak pomysł dla Google podejrzany. Będzie Ci trudno znaleźć aż tyle różnych stron. Pamiętaj, że na 250 tysięcy tekstów tysiąc stron to bardzo niewiele. To jednak tylko pierwszy problem. Żeby całość miała sens, trzeba różnicować też anchory. Powiedzmy, że na jeden link z Twoim słowem kluczowym, przypadają 2 teksty z anchorami generycznymi – jeśli wszystkich tekstów jest 250 tysięcy, to zużyje tylko około 80 tysięcy, a pozostałe 160 to teksty zmarnowane, napisane (a w zasadzie wygenerowane, bo nie napiszesz tego z palca) tylko po to, żeby wywieść w pole Googlebota. Ponieważ mam Cię wspierać, wyłączę realizm i założę, że algorytm zostanie na tyle uwsteczniony, żeby łyknąć teksty z mieszarek w tak absurdalnych ilościach.

Tyle tytułem przygotowań – w drugiej części przyjrzę się, jakie z tego dostaniemy wyniki, co będziesz musiał zrobić, żeby ich nie stracić i powiem Ci, co na ten temat sądzę i – obiecuję – będzie to obiektywna opinia. Druga część tego artykułu nie będzie zawierała żadnych sugestii, jak walczyć z wadami klasycznego pozycjonowania– uwierz, kiepskie teksty też można do czegoś wykorzystać i chcę tylko podpowiedzieć Ci, w jaki sposób to zrobić.


Artelis.pl

Moje artykuły w sieci

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Co poprawiać w pracy naukowej?

Co poprawiać w pracy naukowej?


Autor: Robert Wąsik


Literówki bardzo często zdarzają się w pracach pisanych na komputerze. Nawet jeżeli mamy zainstalowany specjalny program do ich wyłapywania, to jednak nie wszystkie zostaną znalezione. Szczególnie te, które znajdują się w słowniku polskim, ale nie powinny być użyte w danej części tekstu.


Najczęściej są to zamiany a na ą, z na ż lub ź i e na ę, ale także wiele innych. Autor tekstu czytając go po raz setny, może po jakimś czasie nie dostrzegać takich błędów, które ostatecznie mogą przyczynić się do obniżenia oceny pracy przez recenzenta.


Nie każdy student wysławiając się nawet w poprawny sposób, potrafi napisać całkowicie poprawną stylistycznie pracę naukową. Czasem jest to związane z niedbałością o szczegóły, brakiem czasu, czy nawet swego rodzaju daru do napisania dużego objętościowo dzieła. Bardzo często brak wprawy w tworzeniu dzieł pisanych w naukowym języku sprawia, że choć same badania i odkrycia są niesamowicie interesujące, to sposób ich przedstawienia odstrasza czytacza. Korektor w takim wypadku jest osobą niezastąpioną: ujednolici terminologię, wykreśli sformułowania kolokwialne, sprawi, że praca magisterska, czy też każda inna zachęci do przeczytania.


Osoba sprawdzająca nasz tekst określi szybko, które ze zdań są logiczne, a które takie nie są, a jedynie wydają się nam proste i zrozumiałe. Sami bardzo często tego nie widzimy, a znajomi którzy mogliby przeczytać naszą pracę i nam pomóc po prostu nie maja na to czasu, lub nie robią tego zbyt dokładnie. Tylko poprawione i wyłapane wszystkie błędy logiczne poprawią język pracy i zapewnią nam sukces podczas obrony.


Niekiedy ludziom i to nie tylko młodym zdarza się popełniać błędy frazeologiczne, składniowe i leksykalne w wypowiedziach, a nawet pracach, w tym naukowym. Łączą elementy pochodzące z dwóch różnych związków frazeologicznych, przekształcają je, lub niezbyt dokładnie rozumieją znaczenia niektórych frazeologizmów, którymi się posługują. Naruszają związki zgody, rządu, stosują niewłaściwy szyk i skróty składniowe, a nawet naruszają reguły słowotwórcze. Oczywiście takich i innych błędów autor często nie zauważa, jednak ludzie czytający pracę wyłapują każde potknięcia i przekazują zainteresowanemu studentowi. Nie warto czekać na wytknięcie błędów. Nikt przecież tego nie lubi. Znacznie lepiej znaleźć pomocną dłoń u korektora.


Pisząc pracę magisterską, zazwyczaj opieramy się na swoich wynikach badań przeprowadzonych na setkach ludzi, a nawet zwierząt. Dobrze jest, jeżeli nasze wyniki przedstawimy w prosty i przejrzysty sposób za pomocą tabel, grafów, czy też wykresów. Oczywiście trzeba umieć poprawnie wstawić je w danym miejscu w tekście, tak, żeby fragmenty tabel nie przeskakiwały na inną stronę arkusza, a podpisy i legenda do wykresów były dobrze widoczne. W szkolnych programach nauczania większość z nas nauczyła się robić takie cuda, jednak nie wszyscy. Niekiedy po prostu nie pamiętamy, jak się to robi i nie mamy osoby, która by nam pomogła. W takim wypadku nie starajmy się za wszelką cenę umieścić tych rzeczy na środku strony, pomagając sobie przy tym spacjami i dużą ilością enterów. Jeżeli mamy jakiekolwiek problemy również z umieszczeniem w pracy automatycznego spisu treści, lub bibliografii sprawdźmy swój domowy budżet i skontaktujmy się z osobą, która zarabia na poprawie prac naukowych. Widziała ona już wiele takich i podobnych przypadków, bardzo często gorszych od naszych. Nie bójmy się, nie wyśmieje nas, tylko użyczy swojej pomocnej dłoni, wytłumaczy nam nasze błędy i niedopowiedzenia, znajdzie wszystko to czego my już nie jesteśmy w stanie dostrzec, czytając po raz tysięczny nasz tekst. Kto wie, może dzięki temu sami nauczymy się lepiej pisać prace naukowe, znajdować błędy lub nawet ich nie popełniać, a nasz sposób wypowiedzi będzie logiczny i piękniejszy.


profesjonalna korekta prac dyplomowych pomoże ci napisać je szybciej

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Dlaczego warto korzystać z korekty językowej

Dlaczego warto korzystać z korekty językowej


Autor: Robert Wąsik


Nie każdy władający językiem, w którym pisze swoją pracę naukową, czy też artykuł do gazety, jest w stanie przedstawić swoją myśl w poprawny sposób. Czasem zdarzają się bardzo proste błędy, które można szybko i samemu usunąć, jednak nie zawsze mamy na to czas.


Błędy takie jak zwyczajne literówki sprawiają, że nasza praca staje się mniej przejrzysta, a także może zostać oceniona przez recenzenta na niższą ilość punktów. Co zrobić, aby ten zły scenariusz się nie stał rzeczywistością? Oddaj swoją pracę komuś, kto zna się na korekcie.


Zazwyczaj korektorem jest osoba z wykształceniem humanistycznym, która potrafi samodzielnie pisać poprawne prace naukowe, oraz wysławiać się. Jednak bardzo często się okazuje, że samo wykształcenie nie idzie w parze z praktyką. Lepiej szukać osoby, która naprawdę pomoże nam poprawić swoją pracę magisterską, czy też inżynierską, a nie tylko która teoretycznie powinna taką usługę wykonać w poprawny sposób ze względu na studia, które ukończyła.


Pewnie zastanawiasz się, po co oddawać komuś samodzielnie napisaną pracę? Korektor swoim wprawnym okiem sprawdzi nie tylko błędy językowe w tekście, ale również ortografię, interpunkcję, błędy frazeologiczne oraz wiele innych, których mógłbyś nawet nie wyłapać. Dzięki temu twoja praca będzie mogła w sferze językowej być oceniona na znacznie większą ilość punktów. Jest to ważne, jeżeli, myślimy poważnie nad kontynuacją studiów szczególnie za granicą. Czasem przyszli pracodawcy, zanim zatrudnią pracownika, chcą przeczytać jego pracę naukową i zorientować się w wiedzy absolwenta, jak również poziomie prac, którą będzie mógł w przyszłości napisać.


Choć powszechnie wiadomo, że promotor ma obowiązek sprawdzenia i poprawienia pracy naukowej swojego studenta, to nie zawsze ma na to ochotę. Oczywiście większość naukowców taka nie jest i zazwyczaj są to miłe i sympatyczne osoby, z którymi można się łatwo dogadać, to jednak zdarzają się też mniej mili. Chcą tylko dostać dodatkowe pieniądze i zdobyć rozgłos za funkcję, którą spełniają teoretycznie na papierze. Nie mają ochoty uczestniczyć w poprawie naszej pracy magisterskiej i czekają na pognębienie nas w czasie obrony. Wtedy należy zebrać wszystkie swoje zaskórniaki i przekazać korektę swojego tekstu korektorowi z prawdziwego zdarzenia.


Przekazując swoją pracę naukową w ręce korektora nie pozbawiamy się pełni praw autorskich. Proces poprawy jest całkowicie legalny, oczywiście w przeciwieństwie do kupowania gotowych prac. Dzięki korekcie stanie się ona bardziej przejrzysta, pozbawiona błędów, a nawet bardziej interesująca. Możesz w piękny sposób opowiadać o swoich wynikach badań, jednak możesz nie mieć daru przelewania tego na papier. Nie każdy to potrafi. Poza tym czytając po raz setny napisane przez siebie zdania, możesz nie zauważać już błędów, które osoba z zewnątrz szybko wyłapie. To, co dla ciebie jest oczywiste nie musi takie być dla osoby nieznającej się na temacie. Korekta poprawi twoje walory językowe, dlatego też zawsze warto w nią inwestować.


Profesjonalne korekty prac magisterskich

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Artykuły promocyjne w sieci

Artykuły promocyjne w sieci


Autor: Robert Wąsik


Dzięki wytrwałej pracy wielu domorosłych pseudo-copywriterów udało się nareszcie zniszczyć znaczenie dobrego tekstu. Hura! Dzięki temu można pobawić się trochę w archeologa i dokopać się tego, że tekst, aby był promocyjny, nie musi składać się z samych słów kluczowych i linków.


Artykuły promocyjne były bardzo ważne w epoce prainternetu. Dinozaury promocji pamiętają czasy, w których trzeba było publikować teksty w broszurach, czasopismach albo przynajmniej na ulotkach. Dziś nikt już prawie z tego nie korzysta, bo to metoda droższa od spamowania. Czy jednak naprawdę jest do czego wracać?

Otóż jest. Internet trochę dojrzał, trochę okrzepł, i mimo tego, że co raz jakiś portal wspina się na szczyt i robi furorę na całym świecie, większość trzyma poziom. To trochę jak z gazetami. Są takie, które przy pierwszym numerze radzą sobie przeciętnie, a potem wybuchają do niewyobrażalnych nakładów. Masowość jednak wyklucza elitarność. Są czasopisma branżowe wydawane w kilku czy kilkunastu tysiącach nakładu. W sieci jest to samo - można zrobić masówkę na poziomie technicznie wspaniałym, ale intelektualnie między piaskownicą a huśtawką, a można zrobić coś nawet przeciętnego ze względów programistycznych, ale wartościowego i bogatego w treść.

Artykuły promocyjne to artykuły niszowe. One muszą pojawiać się wszędzie, ale za każdym razem napisane inaczej. Czy możesz opublikować taki sam tekst w Science i na stronach Nauka Gazety Wyborczej? Załóżmy optymistycznie, że obie redakcje się zgodzą - Ty niewiele wygrasz, bo czytelnik GW nie trzyma średniego poziomu czytelnika Science (nie mówię o intelekcie, tylko o poziomie i formie czytanego najczęściej tekstu). W sieci też możesz pisać to samo, i to samo publikować, ale znów: tutaj też czytelnicy mają swoje preferencje.

Napisanie artykułu promocyjnego jest trudne i wymaga zebrania wielu informacji nie tylko o produkcie, ale także o grupie odbiorców, bo tylko wtedy można napisać tekst, który czytelnicy przeczytają z zainteresowaniem, które przełoży się na konkretne wyniki marketingowe.


Jeśli potrzebujesz profesjonalnego artykułu promocyjnego, zaufaj profesjonalistom!

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Czym są teksty pozycjonujące?

Czym są teksty pozycjonujące?


Autor: Robert Wąsik


Złapałem się na tym, że w swoich artykułach i różnego rodzaju opracowaniach używam określenia „artykuły pozycjonujące”, którego chyba nigdzie nie wyjaśniłem. Wcale nie jest to takie oczywiste, jak mogłoby się wydawać.


Dla mnie funkcję artykułu pozycjonującego pełni dowolny tekst, w którym umieszczony jest link do strony w obrębie konkretnej witryny. Taką definicją posługiwałem się kilka lat temu, kiedy zaczynałem zajmować się pozycjonowaniem. Dziś moje zawodowe drogi prowadzą do pozycjonowania, owszem, ale przez copywriting, więc na własny użytek nieco rozbudowałem tę definicję, dodając kilka wymogów, które teksty pozycjonerskie (bo i tak się takie produktu nazywa) muszą spełnić:

  • wartość merytoryczna;
  • dobrze dobrany temat;
  • wartość opiniotwórcza;
  • poczytność.

Jeśli chodzi o wartość merytoryczną i dobrze dobrany temat, są one bardzo sobie bliskie. Staram się pisać artykuły, które mają jakąś wartość, bo coś takiego sprawia mi przyjemność. Jeśli ktoś chce się promować bezsensownym bełkotem, proszę bardzo. Taka metoda - żeby być szczerym - też działa, z tym że na krótko i tylko na pół gwizdka.

Skoro napisałem dobry tekst, szkoda mi upychać go na zaspamowanych preclach. Ostatecznie poświęciłem swój czas, często całkiem sporo, nastukałem się w klawiaturę, udało mi się coś zrobić - niech ludzie to czytają. Artykuł pozycjonujący musi trafiać do swojej grupy docelowej, bo inaczej cała jego wartość merytoryczna nikomu się nie przyda, a i mi nie zapewni większego sukcesu.

Wbrew niektórym regulaminom stron z artykułami do przedruku uważam, że dobre teksty SEO powinny być opiniotwórcze. Emocjonalne - niekoniecznie, ale opiniotwórcze - zawsze. Wiem, że czytelnicy nie będą sobie zdawali sobie sprawy z tego, że czytają artykuł promocyjny. Potraktują mój tekst jako wiarygodne źródło, dlatego wykorzystuję to do szerzenia najróżniejszych, ale zawsze pozytywnych idei i opinii.

Awangarda nie ma lekko. Dobre teksty kosztują, więc zainteresowanie nie jest gigantyczne. Mi tam jednak wystarcza to, co jest, plus świadomość, że robię coś po swojemu i skutecznie.


Żeby zarobić, trzeba zainwestować. Dlaczego inwestujesz w Adwordsy, a w dobry copywriting już nie?

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Rewriting, czyli przepisywanie w biznesie

Rewriting, czyli przepisywanie w biznesie


Autor: Robert Wąsik


Czy napisanie na nowo czegoś, co już kiedyś napisano, może być metodą marketingu? Przeczytaj jak działa rewriting, albo po polsku - ponowna redakcja, i zobacz, co możesz z tego mieć dla siebie.


Nie bez powodu mówi się, że wszystko już się wydarzyło. Powiem więcej - prawie wszystko już kiedyś napisano. Na nasze szczęście większości z tego, co kiedyś zaklęto w słowa, nikt dziś nie pamięta, więc można stare prawdy odkrywać na nowo. Przepisuje się jednak to, co można cały czas przeczytać, na przykład teksty ze stron www.

Po co to robić? Otóż ponowna redakcja (albo rewriting, bo jakoś nikt nie wpadł, żeby używać poprawnej polszczyzny) może pomóc w pozycjonowaniu, ponieważ po redakcji tekst będzie zawierał słowa kluczowe, będzie sensowniejszy i ogólnie rzecz biorąc lepszy. Sprawa nie jest błaha, bo jeśli ktoś coś fajnego napisze na swojej stronie, zaraz znajdą się sępy, co to tylko kopiować potrafią. Oryginał wprawdzie jest jeden, ale i tak traci na każdej kolejnej kopii. Dlatego warto czasem zrobić małe rozeznanie, i jak się kopii dobrego tekstu zrobi zbyt wiele, napisać stary tekst na nowo - wilk syty i owca cała.

Takie przepisywanie ma duże znaczenie także przy zmianie strategii marketingowej. Wtedy trzeba dostosować język do wymogów nowej grupy docelowej, choć treść przekazu ma pozostać taka sama. Wbrew pozorom zadanie to jest trudne i czasochłonne, ale gra jest warta świeczki. Przypadek kolejny - przebudowa strony internetowej. Robi się to od czasu do czasu, żeby trochę stronę odświeżyć albo po prostu nadać firmie nowego kopa. Żaden to jednak kop, jeśli nowa strona zawiera dokładnie to samo co stara. Czasem przydaje się małe odświeżenie także treściom.

Rewriting to przydatna rzecz, jeśli chcemy skorzystać z czyjegoś tekstu. Nie mówię tutaj o bezczelnym plagiacie intelektualnym, bo to wiocha na całego i robić tego nie należy, ale o żywej inspiracji. Nie zawsze cytat jest tym, od czego chcemy zaczynać dyskusję, więc artykuł można przeredagować, żeby był lepiej dostosowany do tonu i barwy przekazu.

Przepisywanie tekstów nie jest, jak się niektórym wydaje, zabawą dla dzieci. To trudna sprawa, bo wymaga znajomości zasad języka polskiego, żeby zrobić to dobrze i osiągnąć cel


A ja język polski znam i chętnie przepiszę dla Ciebie teksty - rewriting może być przydatny

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Gdzie diabeł nie może, copywritera pośle

Gdzie diabeł nie może, copywritera pośle


Autor: Robert Wąsik


Umieć pisać i umieć pisać dobrze to dwie różne rzeczy. Nie chodzi nawet o błędy językowe, bo te poprawiają edytory tekstu, ale o zwykłe, codzienne lekkie pióro - umiejętność przydatną w biznesie.


Zaklinanie rzeczywistości to zadanie nietrudne, zwłaszcza w dobie internetu, gdzie opublikować tekst jest łatwiej niż zjeść śniadanie. Tak samo jednak, jak w przypadku śniadania, tak w przypadku tekstu, to przygotowanie może być najtrudniejsze, jeśli efekt ma być do przełknięcia.

Marketing internetowy opiera się przede wszystkim na tekstach. Oczywiście są inne metody promocji, ale większość z nich i tak ma skuteczność powiązaną z charakterystyką jakiegoś tekstu. Stąd też dziwi mnie niezmiernie, że tymi wszystkimi tekstami jakoś nikt się nie chce zająć „na serio”.

Napisanie artykułu pozycjonerskiego, który będzie nie tylko pozycjonował, ale także promował i informował, jest na pewno trudniejsze niż wygenerowanie kilku automatycznych tekstów z mieszarki, ale tekstami opartymi na doborze synonimów (jeśli automatycznym, to jeszcze niezbyt trafnym na dodatek) nie da się zainteresować żadnego czytelnika. Dobry tekst jest prawie tak samo cenny, jak zadowolony klient. Warunek jest jeden- ktoś ten tekst musi przeczytać. To właśnie druga bolączka dzisiejszego pozycjonowania. Strony zapleczowe i inne wykorzystywane dla potrzeb SEO są tak mizernej jakości, że Google robi wszystko, żeby ich nie prezentować - słusznie zresztą. Jeśli jednak nikt tekstu nie czyta, traci on więcej niż połowę potencjału. Link wprawdzie jest, więc i pozycja może z czasem podskoczy, ale nie wzrośnie świadomość marki, rozpoznawalność usługi, nie będzie działał marketing, a to wielka strata, którą zresztą można łatwo w złotówkach zmierzyć.

Nowe metody pozycjonowania powinny bazować na tekstach, które warto przeczytać. Wtedy dopiero w pełni wykorzysta się pełną moc słowa pisanego. Najpierw jednak trzeba trochę poczytać, bo nic tak nie rozwija umiejętności pisania, jak czytanie cudzego tekstu.


Jeśli chcesz zamówić profesjonalny seo copywriting, trafiłeś pod dobry adres

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Gdybym Ci obiecał, że dzięki znajomości schematu AIDA...

Gdybym Ci obiecał, że dzięki znajomości schematu AIDA...


Autor: Przemysław Mosakowski


Gdybym Ci obiecał, że dzięki znajomości schematu AIDA każdy Twój tekst reklamowy stanie się niemal perfekcyjny, na stronie będziesz miał fenomenalnie opracowane treści, i to jedynie przy wykorzystaniu materiałów przyciągających uwagę każdego, kto za chwilę skontaktuje się z Tobą, pytając o ofertę, to chciałbyś czytać dalej?


Hej, jestem raportem firmowym i szefie, chciałbym, abyś mnie przeczytał... Nazywają mnie wiadomością e-mail i właśnie wylądowałem w Twojej skrzynce pocztowej, kliknij mnie... O, jesteś nareszcie! Tyle czekałem na to, abyś mnie poznał, miło mi, jestem artykułem reklamowym, poznamy się bliżej? Gdyby mogły mówić, pisane teksty prawdopodobnie w taki właśnie sposób chciałyby skupić Twoją uwagę na nich, abyś je przeczytał i podjął konkretną akcję: zareagował na sprawy firmowe, odpisał na wiadomość od znajomych, zamówił usługę lub produkt. Tylko co, jeśli podobnej rzeczy domagają się miliony, a nawet miliardy tekstów, które nie chcą być zapomniane, a spełnić jedynie swoją funkcję, jaką wyznaczył im twórca? Należy wspiąć się na wyżyny kreatywności i wykorzystać schemat AIDA w projektowaniu komunikatu, a zrobisz to, przykuwając uwagę, pogłębiając zainteresowanie, odpowiadając na potrzeby i pragnienia i wskazując działanie. Czym jest schemat AIDA i jak zgodnie z nim stworzyć tekst?

Attention (uwaga) – zaprojektuj przykuwający uwagę nagłówek, który ma za zadanie złapać oko czytelnika i sprawić, aby poznał dalszą część tekstu. Jeśli czytasz w tym miejscu, mój nagłówek spełnił swoją rolę. Bardzo ważną rolę, bo sprawił, że poświęcasz właśnie swój cenny czas, wierząc, że literki w tym artykule wniosą istotną wartość do Twojego życia. Nie podam Ci gotowej struktury nagłówka, bo są ich tysiące, dlatego sam przeszukaj zasoby internetu i znajdź takie, które spodobają się Tobie, a na ich podstawie stwórz własne. Kto wie, może właśnie Ty staniesz się Mistrzem Nagłówków?

Interest (zainteresowanie) – jeśli w jakiś sposób odszukałeś ten artykuł lub kliknąłeś zachęcony w odnośnik prowadzący do niego, to może oznaczać, że szukasz wskazówek dotyczących pisania dobrych tekstów. Przecież nie surfowałbyś po sieci bez celu, prawda? Jakaś część Ciebie chce nauczyć się skutecznego copy, stworzyć wciągającą ofertę firmy, zwiększyć ruch na ładnej stronie, napisać profesjonalny raport dla szefa w nadziei na pochwałę, dlatego znalazłeś schemat AIDA. A czy wiesz, jakie potrzeby mają Twoi potencjalni czytelnicy? Znając je i odpowiadając na nie, pogłębisz zainteresowanie, sprawiając, że podążą wzrokiem dalej, pragnąc poznać korzyści.

Desire (pragnienie) – gdy przyciągniesz uwagę i pogłębisz zainteresowanie, możesz zająć się rozwijaniem korzyści, budując kolejne obrazy, dźwięki i uczucia w głowie i ciele czytelnika. Wystarczy przecież, że nauczysz się schematu AIDA i projektowania fantastycznych tekstów, abyś usłyszał od przełożonego pochwałę za dobrze wykonany raport, abyś przeglądał statystyki przedstawiające setki internautów wchodzących na strony z ofertą oraz poczuł ogromne zadowolenie z faktu, że klienci poznając Twoją broszurę, zamawiają produkty.

Action (działanie) – aby klienci zaczęli do Ciebie walić drzwiami i oknami, musisz najpierw zasugerować, że należy zacząć walić w nie, oraz w jakie drzwi i okna mają to robić. Nie chciałbyś przecież, aby zaczęli walić do konkurencji? Wskaż więc im drogę, działanie, jakie mają wykonać, aby zamówić i kupić Twoje usługi. Napisz, że mają zadzwonić pod taki numer, napisać wiadomość pod taki adres, skorzystać z formularza kontaktowego.

Tak wygląda schemat AIDA, który wykorzystasz do pisania kolejnych tekstów reklamowych, bo robiąc to, realnie zwiększysz atrakcyjność materiałów, a to oznacza więcej czytelników i więcej klientów.


Przemysław Mosakowski - główny trener i coach w UnitiveCoaching.pl

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Czy praca freelancera to już chleb powszedni?

Czy praca freelancera to już chleb powszedni?


Autor: Natalia Staśkowiak


Freelancerzy, powszechnie nazywani wolnymi strzelcami, to powoli zawód przyszłości. Coraz wiecej ludzi czynnie poszukuje pracy, w której możliwa jest duża mobilność oraz wykonywanie swoich służbowych czynności nie tylko bezpośrednio w biurze, ale również w wielu innych miejscach.


Czy jednak freelancing ma same plusy? Wreszcie co jest lepsze: praca freenalancera czy praca na etacie?

Freelancing to bez wątpienia praca, która zdominowała młodszą część społeczeństwa. Mobilność wyboru miejsca pracy oraz czasu wykonywania swoich czynności ułatwia wykonywanie wielu innych czynności, w tym studiowania, wychowywania dzieci itp.

Niestety, bardzo elastyczny czas pracy nie zawsze skutkuje tym, że pracujemy dziennie 8 godzin. Bardzo często znacznie się on wydłuża, powodując, że tygodniowo pracujemy nawet kilkanaście godzin więcej.

Wpływ na to ma miejsce wykonywania naszej pracy. W domu czynników rozpraszających naszą uwagę jest całe mnóstwo. Trudno jest zatem przysiąść do kuchennego stołu i nie wstawać od niego przez kilka godzin. Zawsze jest coś innego, ciekawszego do zrobienia. Tym samym normalna biurowa przerwa potrafi wydłużyć się nawet do godziny.

Freelancing to także zupełnie inny rodzaj umowy. Szefowie firm marketingowych zatrudniających swoich pracowników niechętnie podpisują z nimi umowę o pracę. Najczęstszą formą współpracy są zlecenie fakturowe dla jednoosobowych firm prowadzących działalność gospodarczą lub umowy o dzieło, zlecenie.

Nie wszystkich oczywiście zadowala taki stan rzeczy i tego rodzaju tryb wynagrodzeń. Umowa o pracę nadal stanowi bowiem największe poczucie bezpieczeństwa.

Kto najczęściej jest freelancerem?

Wspomniany elastyczny czas pracy najczęściej proponowany jest dla:

copywritingu - opierającym się przede wszystkim na tworzeniu tekstów, haseł reklamowych i marketingowych, wysokość wynagrodzenia oparta jest natomiast na ilości wykonanych zleceń, a dokładniej mówiąc na liczbie spisanych znaków,

pracowników public relations - czyli wszystkich tych, którzy zajmują się tworzeniem wizerunku firmy,

grafików komputerowych - ściśle opierających się na pracy z komputerem i specjalistycznych programach graficznych. Wykonują dane zlecenia, które nie wymagają bezpośrednich konsultacji, wszystko może się opierać na wymienianych za pomocą komputera opiniach i sugestiach klienta.

Patrząc na dzisiejszy rozwój różnych form zatrudnienia, nie ma wątpliwości, że freelancing będzie się rozszerzał na coraz więcej zawodów. Ludzie w dzisiejszych czasach szukają zatrudnienia, kiedy zatem widzą, że freelancing jest jedyną możliwością zarobkowania, nie grymaszą i chętnie korzystają z wolnej oferty.

Aż trudno uwierzyć, że freelancing jeszcze kilka lat temu był czymś zupełnie nieznanym. Dzisiaj bowiem wirtualne biura (częste siedziby wolnych strzelców) to już kolejna z usług, jakie wykształciły się przy okazji powstania tego rodzaju pracy.

Nie wykluczone jest zatem, że w przeciągu kilku lat freelancing będzie już zajmował czołową pozycję w proponowanych formach współpracy z pracodawcami bardzo różnych profesji.


http://www.biuroprogress.pl/

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Czego z odt nie zapiszesz w docx?

Czego z odt nie zapiszesz w docx?


Autor: Robert Wąsik


Format *.docx, zaoferowany użytkownikom nowszych wersji pakietu biurowego MS Office, dziś jest już w powszechnym użytku, choć jego początki wcale nie były łatwe i wiele osób dołączało do swoich maili prośbę o przesyłanie plików w klasycznym „doc-u”. Dziś jednak nadal występują pewne problemy.


Tak długo, jak edytujemy plik w obrębie tej samej wersji MS Office, wszystko działa gładko. Pierwsze problemy pojawiają się przy próbie otwarcia pliku z nowej wersji pod jakimś starym MS Office, ale umówmy się, są to problemy niewielkie, w miarę łatwe do obejścia. Prawdziwy kłopot będziemy mieli, jeśli stworzymy plik docx nie w jego natywnym edytorze, ale na przykład Open Office albo Libre Office, którego szczególnie polecam. Natywnym formatem dla obu tych edytorów jest Open Document, czyli ODT. Jeśli jednak z jakichś względów zdecydujemy się na zapis w plikach Worda (jako copywriter muszę czasem tak robić), okazuje się, że zgodnie z komunikatem programu, „pewne treści lub funkcje mogą być niedostępne”.

Nie zauważymy problemu, jeśli będzie chodziło wyłącznie o czysty tekst i ewentualnie podstawowe style. Jest jednak kilka problemów, które pojawiają się na przykład na etapie przygotowywania prac magisterskich czy innych opracowań o większym stopniu złożoności. Większość z tych problemów nie może zostać łatwo usunięta i trzeba stosować jakieś uniki, żeby plik poprawnie wyświetlał się także w MS Word.

Po pierwsze, docx nie zawsze respektuje wprowadzone sekcje. Zwykle w formacie docx w miejscu sekcji pojawia się normalnie edytowalny tekst. Samo to nie byłoby może jeszcze straszne, chyba że jednocześnie próbowaliśmy w odt na tej podstawie budować numery stron. Dla mnie osobiście najbardziej dokuczliwą wadą docx jest to, że jeśli numerujemy strony z przesunięciem, może być ono jedynie dodatnie, podczas gdy w odt również ujemne. W praktyce efektem jest przesunięta numeracja w spisie treści i tym podobne problemy. Najprostszym sposobem obejścia tego problemu jest wyeksportowanie elektronicznej wersji odt do pdf, a drukowanie z dwóch niezależnych plików docx, aby w każdym numeracja mogła zaczynać się od 1.

Drugim problemem mogą być formaty obrazów. Po pierwsze: ramki nie wytrzymują konwersji i zwykle docx, zamiast eleganckiego podpisu, wyświetla po prostu linijkę tekstu, czasem przesuniętą względem oryginalnej orientacji. Problem do obejścia, jeśli zamierzamy od razu drukować dokument. W przypadku ramki bowiem tekst wewnątrz nie był formatowany razem z otoczeniem, a jeśli ramka zniknie, zmiany zostaną zastosowane do całego zaznaczenia - również podpisu. Z jakichś przyczyn (kod MS Office nie jest jawny, więc ciężko powiedzieć z jakich), niektóre obrazy tracą atrybuty opływania, przyjmując domyślne wartości z edytora, w którym plik jest otwierany. W efekcie otrzymujemy „rozjeżdżający się” dokument. Jedynym rozwiązaniem jest albo mieć szczęście, albo ręcznie formatować niektóre elementy w MS Word.

To nie wszystkie problemy, ale tych kilka irytuje najbardziej, ponieważ pojawia się często. Microsoft zmienia kod odpowiedzialny za formatowanie praktycznie w każdej wersji, więc autorzy OO i pokrewnych nie nadążają z wprowadzeniem zmian. Na szczęście większość z nich można zniwelować za pomocą dodatków albo prostych sztuczek z formatowaniem. Dobrym rozwiązaniem jest też otwieranie odt pod MS Wordem, który od wersji 2010 bez trudu podoła temu wyzwaniu.


Niezależnie od formatu, korekty prac licencjackich zawsze są bez zarzutu.

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Automatyczny spis treści w Open Office i pokrewnych

Automatyczny spis treści w Open Office i pokrewnych


Autor: Robert Wąsik


Open Office ma coraz więcej zwolenników. Ten darmowy odpowiednik pakietu Office, sygnowanego logo Microsoft, zapewnia podobną funkcjonalność przy znacznie mniejszej wadze i większej prostocie obsługi. Obrazu dopełnia fakt, że jest darmowy. Przyzwyczajeni do MS Office jednak czasem nie możemy znaleźć ważnych funkcji.


Pisanie dokumentów dłuższych niż kilka stron, zwykle kończy się totalnym chaosem. Szczególnym przypadkiem takich prac są wszelkiego rozprawy naukowe, począwszy już od prac licencjackich i magisterskich. Umiejętność przeprowadzenia badań to jedno, przelanie wyników zrozumiałym językiem na ekran to inna sprawa, a uporządkowanie tego w jakąś systematyczną strukturę to często największy kłopot. Gdyby tylko dało się wstawić jakiś spis treści...

Oczywiście, że się da. OO i jego pokrewne utwory, z których szczególnie polecam Libre Office, z którego sam na co dzień korzystam i w pracy zawodowej, i do celów prywatnych, dają możliwość wstawienia automatycznego spisu treści za pomocą kilku kliknięć.

Podstawa: z paska menu wybieramy pozycję Wstaw, a następnie Indeksy i Spisy i Indeksy i Spisy. Wyświetli się okno, w którym tylko upewniamy się, że wybrany został typ spisu „Spis treści”. Jeśli wcześniej nie eksperymentowaliśmy na formacie dokumentu, możemy zamknąć okno bez sprawdzania innych zakładek. Spis zostanie wstawiony w miejscu, w którym mieliśmy wcześniej ustawiony kursor.
Oczywiście na początku spis jest pusty. Aby go czymś zapełnić, nie możemy po prostu ustawić tam kursora i pisać - domyślnie pole zajęte przez spis treści jest chronione przed ręcznymi zmianami. Wypełnianie spisu treści odbywa się przez wykorzystanie stylów. W zależności od tego, jak ustawiliśmy sobie paski narzędziowe, ikona stylów może być w różnym miejscu, szukajmy jej jednak koło pola wyboru czcionki. Od tej pory zasada jest jedna: posługując się stylami numerowanymi o nazwie „Spis treści”, formatujemy tytuły rozdziałów, podrozdziałów itd.
W większości przypadków spis po tym zabiegu pozostanie pusty. Jeśli tak jest, z menu kontekstowego, które wywołamy, klikając na spisie prawym przyciskiem myszy, wybieramy opcję aktualizacji. Voila. Gotowe.

Wyższa szkoła jazdy to zmuszenie spisu, aby pracował według innej numeracji stron - zwykle, zamiast walczyć z tym problemem, omija się go, tworząc stronę tytułową w innym pliku, albo odblokowując ręczną edycję i przesuwając ręcznie numerację o żądaną wartość. Nie jest to wprawdzie rozwiązanie idealne, ale jeśli ktoś z tej opcji korzysta raz na rok, w zupełności wystarczy.


Rober W., założyciel portalu pracamagisterska.biz.pl, oferującego profesjonalne formatowanie i korektę prac licencjackich i magisterskich.

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Produkt dobrze opisany - jak powinien wygladać opis produktu w sklepie internetowym?

Produkt dobrze opisany - jak powinien wygladać opis produktu w sklepie internetowym?


Autor: Kamil Mucha


Sklepy internetowe są dziś zupełnie zwyczajnym sposobem robienia zakupów. Ich jakość jest analogiczna do tradycyjnych punktów handlowych. Zdarzają się zarówno stragany z dykty, jak i ekskluzywne butiki. Witryny, które można porównać do tych najlepszych, są nieliczne, a ich przygotowanie wymaga znacznego wysiłku


Jednym z najistotniejszych elementów sklepu internetowego, jest jego oferta. Nie chodzi jednak bynajmniej wyłącznie o jakość samego produktu. Niemal równie istotny jest sposób jego przedstawienia. Cóż z tego, że proponowane narzędzia są niemal niezniszczalne i wykonane z najlepszego gatunku stali szlachetnej, jeśli potencjalny klient nie wie o tym, lub nie zdaje sobie sprawy z zalet takiego rozwiązania?

Warto przedstawić je w kilku zdaniach. Jest to tym ważniejsze, że gość sklepu internetowego może pozwolić sobie na bycie bardziej wybrednym, niż gdyby wszedł do tradycyjnego punktu handlowego. Przede wszystkim jest mu znacznie łatwiej wyszukać ofertę innego sprzedawcy. Nie ma też możliwości dotknięcia potrzebnej mu rzeczy, obejrzenia jej z różnych stron i porozmawiania z uśmiechniętą ekspedientką czy pomocnym konsultantem. W sieci sprzedający musi zastąpić to wszystko za pomocą zdjęcia i opisu produktu.

Dobrze wykonana fotografia może przyciągnąć uwagę gości, ale dopiero tekst przykuje ją na tyle długo, by wizyta zakończyła się zakupem oferowanego dobra. Każda kategoria produktów wymaga odrębnego podejścia, jak też znajomości branży i potencjalnych odbiorców. Pewne cechy jednak są wspólne. Pozwoli to przede wszystkim uniknąć błędów owocujących brakiem wzrostu sprzedaży po zamieszczeniu opisów.

Rozmiar ma znaczenie

Im więcej zamieszczonego tekstu, tym więcej zmieści się w nim informacji przeznaczonych dla klienta i zachęt, które przekonają go by powziął właściwą decyzję. Zbytnia nadbudowa opisów zmniejsza jednak ich czytelność, a duże bloki zwartego tekstu mogą zostać pominięte przez mniej cierpliwych czytelników. Ponadto, istotne jest wyważenie ilości umieszczanych znaków w stosunku do rozmiaru zdjęcia. Opisy rzetelne, a jednocześnie przystępne dla czytelnika zawierają się zazwyczaj w przedziale 400-800 znaków ze spacjami. Dla porównania - w takich granicach mieści się również większość akapitów niniejszego tekstu.

Granice nie są tu określone sztywno. W przypadku wyjątkowo prostych i szeroko znanych produktów wystarczający będzie opis na 200-400 znaków. Pozostawi on jednak wrażenie zbyt małej ilości informacji. Tekst może być również dłuższy, lecz w przypadku przekroczenia 1000 znaków warto zastanowić się nad podzieleniem go. Wówczas podstawowy opis zostaje skrócony do kilkuset znaków, natomiast jego pozostała część pojawi się na ekranie czytelnika po wybraniu zakładki „dowiedz się więcej”. Wówczas mamy pewność, że wnikliwy gość znajdzie tam to czego szuka, a mniej wymagający nie zostanie przytłoczony ilością słów.

W odpowiednim miejscu i czasie

Opis przypisany jest do konkretnego produktu i powinien być kojarzony wyłącznie z nim. Dlatego ważne jest, by gość sklepu internetowego mógł zapoznać się dokładnie w momencie, w którym zwróci uwagę na jego nazwę lub zdjęcie. Opisy wyświetlające się już podczas przeglądania ogólnej oferty, znacząco zmniejszają jej czytelność, powodują wrażenie chaosu, a nawet mogą wprowadzić w błąd potencjalnego klienta. Badania wykazały, że umysł współczesnego człowieka zdolny jest do wybiórczego przyswajania informacji. Jeśli dojdzie przykładowo do skojarzenia ceny jednego produktu z wizerunkiem drugiego, kupujący może poczuć się zawiedziony.

Znacznie korzystniej dla sprzedawcy jest umieścić opisy produktów tak, by pojawiały się one dopiero po wybraniu przez odwiedzającego ikony konkretnego produktu, lub przynajmniej wąskiej ich kategorii. Tekst może zostać umieszczony pod, lub obok elementów takich jak zdjęcie czy nazwa własna produktu. Nie powinien znajdować się ponad nimi. Jego wartość ograniczy także ukrycie go całkowicie w dodatkowej zakładce „opis”. Mniej uważny klient może wówczas przeoczyć opis i sprzedawca traci okazję zainteresowania go swoją ofertą.

Wartość merytoryczna

W poprzednich akapitach opis został dookreślony co do długości i umiejscowienia na stronie www. By spełnił swoje zadanie, musi jeszcze przekonać potencjalnego nabywcę o niewątpliwych korzyściach wybrania właśnie tego produktu. Potrzebne jest tu wyważenie tekstu tak, by przy zachowaniu rozsądnej ilości znaków klient zarówno zapoznał się z rzeczywistymi cechami produktu, jak i został przekonany do zakupu.

Rzetelne zamieszczenie informacji i danych technicznych jest obowiązkiem sprzedawcy. Nie znaczy to, że nie mogą one zostać wplecione w przyjazny dla czytelnika i poprawny stylistycznie opis. Wartość merytoryczna pozostaje tu bez zmian, natomiast poprawia się odbiór produktu i samego sklepu. Istotne szczegóły nie mogą zostać pominięte i jeśli opis skupia się na innych walorach produktu, mogą zostać umieszczone poniżej w formie wypunktowania. Informacji oczywistych nie umieszcza się w opisie produktu, warto jednak pamiętać, że wiedza odbiorcy nie musi być równie zaawansowana jak sprzedawcy, który na co dzień styka się z daną rzeczą.

Korzyści

Merytoryczny opis wystarcza, by zainteresować profesjonalistów, którzy kierują się wyłącznie rachunkiem ekonomicznym. Na decyzję znakomitej większości konsumentów oprócz ceny i jakości wpływają również czynniki subiektywne: doświadczenie i emocje. Opis produktu może odwołać się do nich. Ułatwienie klientowi wyobrażenia sobie, że posiada już dany produkt i zyskuje na tym, jest najlepszym sposobem zawarcia transakcji. Kupujący chce zaspokoić swoją potrzebę, a sprzedawca w myśl zasady „Czym mogę służyć?” powinien mu z tym pomóc.

Motywacje odbiorców mogą być różne, przeważnie jednak można odgadnąć je na podstawie poszukiwanego produktu. I tak, fotel powinien zapewniać wygodę, ubezpieczenie gwarantować spokojną przyszłość, a wino cieszyć smakiem i wyjątkowym bukietem. Zamieszczając w opisie produktu zdanie lub dwa, które nakierują wyobraźnię klienta na pozytywne odczucia, sprzedający zyskuje znaczącą przewagę nad konkurencją, jednocześnie nie wprowadzając w błąd gościa sklepu. Przypomina mu to jedynie, że to czego potrzebuje, jest na wyciągnięcie ręki.

Dobrze opisany produkt znacznie szybciej znajduje chętnych do nabycia go. Odciąża również dział obsługi klienta i buduje wizerunek całej firmy jako przyjaznej klientowi.


Zamów profesjonalne opisy produktów i ciesz się wzrostem zysków.

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.