Mania angielszczyzny
Autor: Robert Wąsik
Jednym z podstawowych problemów polskiej nauki jest brak własnego aparatu pojęciowego. Widać to wyraźnie na każdym etapie realizacji zadań studenta, a szczytem jest już pisanie pracy magisterskiej.
Przykłady z dziedzin różnych
W ciągu ostatniego roku poprawiałem prace licencjackie i magisterskie z 32 różnych kierunków. Praktycznie za każdym razem: w biologii, filozofii, technologii lotnictwa, literatury, wszędzie tam byłem zmuszony do usuwania zwrotów obcojęzycznych. Ponieważ sam z wykształcenia jestem biologiem, wiem doskonale, że niektóre pojęcia są rzeczywiście praktyczne, ale zdecydowana większość po prostu „się przyjęła” z powodów, których nie można chyba szukać nigdzie, poza lenistwem „naukowców”. Terminal investment, czyli inwestycja terminalna, końcowa, ostateczna, paranormal romance, czyli romanse paranormalne (względnie tandeta-nienadająca-się-do-czytania), a także setki, wiele setek innych określeń, które wszędzie – oczywiście poza Polską – ktoś przetłumaczył i stosuje, a które u nas podobno mają brzmieć mądrze.
Holendersko-niemieckie zawody
Mam kolegę, który pracę magisterską chciał pisać w Holandii. Pojechał tam w ramach wymiany i zamierzał pracę napisać po angielsku (bo niderlandzkiego nie zna). Efekt – odmowa: „jest pan w Holandii, gdzie prace naukowe pisze się tylko po niderlandzku i na angielski można je jedynie tłumaczyć”. Podejście podobne przyjęto w Niemczech. Ba, na Białorusi nawet i Ukrainie, ale u nas nie, u nas musi być oryginalnie, czyli praca ma zostać napisana w Vistula English.
Szacunek do własnego języka zanika nawet na takich kierunkach jak filozofia, gdzie tworzy się wprawdzie wzorce logiczne wypowiedzi, gdzie wykorzystuje się wiele zwrotów precyzyjnie tak, jak należy, ale gdzie też tylnymi drzwiami dostają się anglicyzmy. Zbędne zresztą, bo język polski może wyrazić wszystko.
Co z tym fantem począć?
Cóż, wyjścia są dwa: albo narazić się promotorowi i przetłumaczyć angielskie zwroty na polskie i dodać złośliwie, że się nie przyjęły, bo nikt ich nie używa, albo wyjście drugie – przetłumaczyć i nie dorzucać złośliwych komentarzy. Język branżowy nie musi być obcy!
Wiem, że czasem trudno jest takie branżowe zwroty wkomponować w polską składnię: z tłumaczeniem zwykle problem jest nieduży, ale nie zawsze po polsku zdanie chce brzmieć równie mądrze.
Napisanie pracy dyplomowej staranną, precyzyjną polszczyzną niekoniecznie będzie łatwe. Mało który język ma tyle skomplikowanych zasad, co nasz, ale też mało który pozwala na tak precyzyjną budowę wypowiedzi. Warunek jest jeden: podczas pisania, trzeba myśleć i trzeba używać zasad, które istnieją poza zakurzonymi słownikami poprawnej polszczyzny.
Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.
Takie treści zyskują na coraz większej wartości. Ich właściwe zastosowanie pozwala wykonać nowe teksty reklamowe, opisy produktów, teksty na strony internetowe, teksty seo, oraz wiele innych.
OdpowiedzUsuńPrzekonuje Copywriter :)