sobota, 19 września 2015

Gdzie diabeł nie może, copywritera pośle

Gdzie diabeł nie może, copywritera pośle


Autor: Robert Wąsik


Umieć pisać i umieć pisać dobrze to dwie różne rzeczy. Nie chodzi nawet o błędy językowe, bo te poprawiają edytory tekstu, ale o zwykłe, codzienne lekkie pióro - umiejętność przydatną w biznesie.


Zaklinanie rzeczywistości to zadanie nietrudne, zwłaszcza w dobie internetu, gdzie opublikować tekst jest łatwiej niż zjeść śniadanie. Tak samo jednak, jak w przypadku śniadania, tak w przypadku tekstu, to przygotowanie może być najtrudniejsze, jeśli efekt ma być do przełknięcia.

Marketing internetowy opiera się przede wszystkim na tekstach. Oczywiście są inne metody promocji, ale większość z nich i tak ma skuteczność powiązaną z charakterystyką jakiegoś tekstu. Stąd też dziwi mnie niezmiernie, że tymi wszystkimi tekstami jakoś nikt się nie chce zająć „na serio”.

Napisanie artykułu pozycjonerskiego, który będzie nie tylko pozycjonował, ale także promował i informował, jest na pewno trudniejsze niż wygenerowanie kilku automatycznych tekstów z mieszarki, ale tekstami opartymi na doborze synonimów (jeśli automatycznym, to jeszcze niezbyt trafnym na dodatek) nie da się zainteresować żadnego czytelnika. Dobry tekst jest prawie tak samo cenny, jak zadowolony klient. Warunek jest jeden- ktoś ten tekst musi przeczytać. To właśnie druga bolączka dzisiejszego pozycjonowania. Strony zapleczowe i inne wykorzystywane dla potrzeb SEO są tak mizernej jakości, że Google robi wszystko, żeby ich nie prezentować - słusznie zresztą. Jeśli jednak nikt tekstu nie czyta, traci on więcej niż połowę potencjału. Link wprawdzie jest, więc i pozycja może z czasem podskoczy, ale nie wzrośnie świadomość marki, rozpoznawalność usługi, nie będzie działał marketing, a to wielka strata, którą zresztą można łatwo w złotówkach zmierzyć.

Nowe metody pozycjonowania powinny bazować na tekstach, które warto przeczytać. Wtedy dopiero w pełni wykorzysta się pełną moc słowa pisanego. Najpierw jednak trzeba trochę poczytać, bo nic tak nie rozwija umiejętności pisania, jak czytanie cudzego tekstu.


Jeśli chcesz zamówić profesjonalny seo copywriting, trafiłeś pod dobry adres

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Gdybym Ci obiecał, że dzięki znajomości schematu AIDA...

Gdybym Ci obiecał, że dzięki znajomości schematu AIDA...


Autor: Przemysław Mosakowski


Gdybym Ci obiecał, że dzięki znajomości schematu AIDA każdy Twój tekst reklamowy stanie się niemal perfekcyjny, na stronie będziesz miał fenomenalnie opracowane treści, i to jedynie przy wykorzystaniu materiałów przyciągających uwagę każdego, kto za chwilę skontaktuje się z Tobą, pytając o ofertę, to chciałbyś czytać dalej?


Hej, jestem raportem firmowym i szefie, chciałbym, abyś mnie przeczytał... Nazywają mnie wiadomością e-mail i właśnie wylądowałem w Twojej skrzynce pocztowej, kliknij mnie... O, jesteś nareszcie! Tyle czekałem na to, abyś mnie poznał, miło mi, jestem artykułem reklamowym, poznamy się bliżej? Gdyby mogły mówić, pisane teksty prawdopodobnie w taki właśnie sposób chciałyby skupić Twoją uwagę na nich, abyś je przeczytał i podjął konkretną akcję: zareagował na sprawy firmowe, odpisał na wiadomość od znajomych, zamówił usługę lub produkt. Tylko co, jeśli podobnej rzeczy domagają się miliony, a nawet miliardy tekstów, które nie chcą być zapomniane, a spełnić jedynie swoją funkcję, jaką wyznaczył im twórca? Należy wspiąć się na wyżyny kreatywności i wykorzystać schemat AIDA w projektowaniu komunikatu, a zrobisz to, przykuwając uwagę, pogłębiając zainteresowanie, odpowiadając na potrzeby i pragnienia i wskazując działanie. Czym jest schemat AIDA i jak zgodnie z nim stworzyć tekst?

Attention (uwaga) – zaprojektuj przykuwający uwagę nagłówek, który ma za zadanie złapać oko czytelnika i sprawić, aby poznał dalszą część tekstu. Jeśli czytasz w tym miejscu, mój nagłówek spełnił swoją rolę. Bardzo ważną rolę, bo sprawił, że poświęcasz właśnie swój cenny czas, wierząc, że literki w tym artykule wniosą istotną wartość do Twojego życia. Nie podam Ci gotowej struktury nagłówka, bo są ich tysiące, dlatego sam przeszukaj zasoby internetu i znajdź takie, które spodobają się Tobie, a na ich podstawie stwórz własne. Kto wie, może właśnie Ty staniesz się Mistrzem Nagłówków?

Interest (zainteresowanie) – jeśli w jakiś sposób odszukałeś ten artykuł lub kliknąłeś zachęcony w odnośnik prowadzący do niego, to może oznaczać, że szukasz wskazówek dotyczących pisania dobrych tekstów. Przecież nie surfowałbyś po sieci bez celu, prawda? Jakaś część Ciebie chce nauczyć się skutecznego copy, stworzyć wciągającą ofertę firmy, zwiększyć ruch na ładnej stronie, napisać profesjonalny raport dla szefa w nadziei na pochwałę, dlatego znalazłeś schemat AIDA. A czy wiesz, jakie potrzeby mają Twoi potencjalni czytelnicy? Znając je i odpowiadając na nie, pogłębisz zainteresowanie, sprawiając, że podążą wzrokiem dalej, pragnąc poznać korzyści.

Desire (pragnienie) – gdy przyciągniesz uwagę i pogłębisz zainteresowanie, możesz zająć się rozwijaniem korzyści, budując kolejne obrazy, dźwięki i uczucia w głowie i ciele czytelnika. Wystarczy przecież, że nauczysz się schematu AIDA i projektowania fantastycznych tekstów, abyś usłyszał od przełożonego pochwałę za dobrze wykonany raport, abyś przeglądał statystyki przedstawiające setki internautów wchodzących na strony z ofertą oraz poczuł ogromne zadowolenie z faktu, że klienci poznając Twoją broszurę, zamawiają produkty.

Action (działanie) – aby klienci zaczęli do Ciebie walić drzwiami i oknami, musisz najpierw zasugerować, że należy zacząć walić w nie, oraz w jakie drzwi i okna mają to robić. Nie chciałbyś przecież, aby zaczęli walić do konkurencji? Wskaż więc im drogę, działanie, jakie mają wykonać, aby zamówić i kupić Twoje usługi. Napisz, że mają zadzwonić pod taki numer, napisać wiadomość pod taki adres, skorzystać z formularza kontaktowego.

Tak wygląda schemat AIDA, który wykorzystasz do pisania kolejnych tekstów reklamowych, bo robiąc to, realnie zwiększysz atrakcyjność materiałów, a to oznacza więcej czytelników i więcej klientów.


Przemysław Mosakowski - główny trener i coach w UnitiveCoaching.pl

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Czy praca freelancera to już chleb powszedni?

Czy praca freelancera to już chleb powszedni?


Autor: Natalia Staśkowiak


Freelancerzy, powszechnie nazywani wolnymi strzelcami, to powoli zawód przyszłości. Coraz wiecej ludzi czynnie poszukuje pracy, w której możliwa jest duża mobilność oraz wykonywanie swoich służbowych czynności nie tylko bezpośrednio w biurze, ale również w wielu innych miejscach.


Czy jednak freelancing ma same plusy? Wreszcie co jest lepsze: praca freenalancera czy praca na etacie?

Freelancing to bez wątpienia praca, która zdominowała młodszą część społeczeństwa. Mobilność wyboru miejsca pracy oraz czasu wykonywania swoich czynności ułatwia wykonywanie wielu innych czynności, w tym studiowania, wychowywania dzieci itp.

Niestety, bardzo elastyczny czas pracy nie zawsze skutkuje tym, że pracujemy dziennie 8 godzin. Bardzo często znacznie się on wydłuża, powodując, że tygodniowo pracujemy nawet kilkanaście godzin więcej.

Wpływ na to ma miejsce wykonywania naszej pracy. W domu czynników rozpraszających naszą uwagę jest całe mnóstwo. Trudno jest zatem przysiąść do kuchennego stołu i nie wstawać od niego przez kilka godzin. Zawsze jest coś innego, ciekawszego do zrobienia. Tym samym normalna biurowa przerwa potrafi wydłużyć się nawet do godziny.

Freelancing to także zupełnie inny rodzaj umowy. Szefowie firm marketingowych zatrudniających swoich pracowników niechętnie podpisują z nimi umowę o pracę. Najczęstszą formą współpracy są zlecenie fakturowe dla jednoosobowych firm prowadzących działalność gospodarczą lub umowy o dzieło, zlecenie.

Nie wszystkich oczywiście zadowala taki stan rzeczy i tego rodzaju tryb wynagrodzeń. Umowa o pracę nadal stanowi bowiem największe poczucie bezpieczeństwa.

Kto najczęściej jest freelancerem?

Wspomniany elastyczny czas pracy najczęściej proponowany jest dla:

copywritingu - opierającym się przede wszystkim na tworzeniu tekstów, haseł reklamowych i marketingowych, wysokość wynagrodzenia oparta jest natomiast na ilości wykonanych zleceń, a dokładniej mówiąc na liczbie spisanych znaków,

pracowników public relations - czyli wszystkich tych, którzy zajmują się tworzeniem wizerunku firmy,

grafików komputerowych - ściśle opierających się na pracy z komputerem i specjalistycznych programach graficznych. Wykonują dane zlecenia, które nie wymagają bezpośrednich konsultacji, wszystko może się opierać na wymienianych za pomocą komputera opiniach i sugestiach klienta.

Patrząc na dzisiejszy rozwój różnych form zatrudnienia, nie ma wątpliwości, że freelancing będzie się rozszerzał na coraz więcej zawodów. Ludzie w dzisiejszych czasach szukają zatrudnienia, kiedy zatem widzą, że freelancing jest jedyną możliwością zarobkowania, nie grymaszą i chętnie korzystają z wolnej oferty.

Aż trudno uwierzyć, że freelancing jeszcze kilka lat temu był czymś zupełnie nieznanym. Dzisiaj bowiem wirtualne biura (częste siedziby wolnych strzelców) to już kolejna z usług, jakie wykształciły się przy okazji powstania tego rodzaju pracy.

Nie wykluczone jest zatem, że w przeciągu kilku lat freelancing będzie już zajmował czołową pozycję w proponowanych formach współpracy z pracodawcami bardzo różnych profesji.


http://www.biuroprogress.pl/

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Czego z odt nie zapiszesz w docx?

Czego z odt nie zapiszesz w docx?


Autor: Robert Wąsik


Format *.docx, zaoferowany użytkownikom nowszych wersji pakietu biurowego MS Office, dziś jest już w powszechnym użytku, choć jego początki wcale nie były łatwe i wiele osób dołączało do swoich maili prośbę o przesyłanie plików w klasycznym „doc-u”. Dziś jednak nadal występują pewne problemy.


Tak długo, jak edytujemy plik w obrębie tej samej wersji MS Office, wszystko działa gładko. Pierwsze problemy pojawiają się przy próbie otwarcia pliku z nowej wersji pod jakimś starym MS Office, ale umówmy się, są to problemy niewielkie, w miarę łatwe do obejścia. Prawdziwy kłopot będziemy mieli, jeśli stworzymy plik docx nie w jego natywnym edytorze, ale na przykład Open Office albo Libre Office, którego szczególnie polecam. Natywnym formatem dla obu tych edytorów jest Open Document, czyli ODT. Jeśli jednak z jakichś względów zdecydujemy się na zapis w plikach Worda (jako copywriter muszę czasem tak robić), okazuje się, że zgodnie z komunikatem programu, „pewne treści lub funkcje mogą być niedostępne”.

Nie zauważymy problemu, jeśli będzie chodziło wyłącznie o czysty tekst i ewentualnie podstawowe style. Jest jednak kilka problemów, które pojawiają się na przykład na etapie przygotowywania prac magisterskich czy innych opracowań o większym stopniu złożoności. Większość z tych problemów nie może zostać łatwo usunięta i trzeba stosować jakieś uniki, żeby plik poprawnie wyświetlał się także w MS Word.

Po pierwsze, docx nie zawsze respektuje wprowadzone sekcje. Zwykle w formacie docx w miejscu sekcji pojawia się normalnie edytowalny tekst. Samo to nie byłoby może jeszcze straszne, chyba że jednocześnie próbowaliśmy w odt na tej podstawie budować numery stron. Dla mnie osobiście najbardziej dokuczliwą wadą docx jest to, że jeśli numerujemy strony z przesunięciem, może być ono jedynie dodatnie, podczas gdy w odt również ujemne. W praktyce efektem jest przesunięta numeracja w spisie treści i tym podobne problemy. Najprostszym sposobem obejścia tego problemu jest wyeksportowanie elektronicznej wersji odt do pdf, a drukowanie z dwóch niezależnych plików docx, aby w każdym numeracja mogła zaczynać się od 1.

Drugim problemem mogą być formaty obrazów. Po pierwsze: ramki nie wytrzymują konwersji i zwykle docx, zamiast eleganckiego podpisu, wyświetla po prostu linijkę tekstu, czasem przesuniętą względem oryginalnej orientacji. Problem do obejścia, jeśli zamierzamy od razu drukować dokument. W przypadku ramki bowiem tekst wewnątrz nie był formatowany razem z otoczeniem, a jeśli ramka zniknie, zmiany zostaną zastosowane do całego zaznaczenia - również podpisu. Z jakichś przyczyn (kod MS Office nie jest jawny, więc ciężko powiedzieć z jakich), niektóre obrazy tracą atrybuty opływania, przyjmując domyślne wartości z edytora, w którym plik jest otwierany. W efekcie otrzymujemy „rozjeżdżający się” dokument. Jedynym rozwiązaniem jest albo mieć szczęście, albo ręcznie formatować niektóre elementy w MS Word.

To nie wszystkie problemy, ale tych kilka irytuje najbardziej, ponieważ pojawia się często. Microsoft zmienia kod odpowiedzialny za formatowanie praktycznie w każdej wersji, więc autorzy OO i pokrewnych nie nadążają z wprowadzeniem zmian. Na szczęście większość z nich można zniwelować za pomocą dodatków albo prostych sztuczek z formatowaniem. Dobrym rozwiązaniem jest też otwieranie odt pod MS Wordem, który od wersji 2010 bez trudu podoła temu wyzwaniu.


Niezależnie od formatu, korekty prac licencjackich zawsze są bez zarzutu.

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Automatyczny spis treści w Open Office i pokrewnych

Automatyczny spis treści w Open Office i pokrewnych


Autor: Robert Wąsik


Open Office ma coraz więcej zwolenników. Ten darmowy odpowiednik pakietu Office, sygnowanego logo Microsoft, zapewnia podobną funkcjonalność przy znacznie mniejszej wadze i większej prostocie obsługi. Obrazu dopełnia fakt, że jest darmowy. Przyzwyczajeni do MS Office jednak czasem nie możemy znaleźć ważnych funkcji.


Pisanie dokumentów dłuższych niż kilka stron, zwykle kończy się totalnym chaosem. Szczególnym przypadkiem takich prac są wszelkiego rozprawy naukowe, począwszy już od prac licencjackich i magisterskich. Umiejętność przeprowadzenia badań to jedno, przelanie wyników zrozumiałym językiem na ekran to inna sprawa, a uporządkowanie tego w jakąś systematyczną strukturę to często największy kłopot. Gdyby tylko dało się wstawić jakiś spis treści...

Oczywiście, że się da. OO i jego pokrewne utwory, z których szczególnie polecam Libre Office, z którego sam na co dzień korzystam i w pracy zawodowej, i do celów prywatnych, dają możliwość wstawienia automatycznego spisu treści za pomocą kilku kliknięć.

Podstawa: z paska menu wybieramy pozycję Wstaw, a następnie Indeksy i Spisy i Indeksy i Spisy. Wyświetli się okno, w którym tylko upewniamy się, że wybrany został typ spisu „Spis treści”. Jeśli wcześniej nie eksperymentowaliśmy na formacie dokumentu, możemy zamknąć okno bez sprawdzania innych zakładek. Spis zostanie wstawiony w miejscu, w którym mieliśmy wcześniej ustawiony kursor.
Oczywiście na początku spis jest pusty. Aby go czymś zapełnić, nie możemy po prostu ustawić tam kursora i pisać - domyślnie pole zajęte przez spis treści jest chronione przed ręcznymi zmianami. Wypełnianie spisu treści odbywa się przez wykorzystanie stylów. W zależności od tego, jak ustawiliśmy sobie paski narzędziowe, ikona stylów może być w różnym miejscu, szukajmy jej jednak koło pola wyboru czcionki. Od tej pory zasada jest jedna: posługując się stylami numerowanymi o nazwie „Spis treści”, formatujemy tytuły rozdziałów, podrozdziałów itd.
W większości przypadków spis po tym zabiegu pozostanie pusty. Jeśli tak jest, z menu kontekstowego, które wywołamy, klikając na spisie prawym przyciskiem myszy, wybieramy opcję aktualizacji. Voila. Gotowe.

Wyższa szkoła jazdy to zmuszenie spisu, aby pracował według innej numeracji stron - zwykle, zamiast walczyć z tym problemem, omija się go, tworząc stronę tytułową w innym pliku, albo odblokowując ręczną edycję i przesuwając ręcznie numerację o żądaną wartość. Nie jest to wprawdzie rozwiązanie idealne, ale jeśli ktoś z tej opcji korzysta raz na rok, w zupełności wystarczy.


Rober W., założyciel portalu pracamagisterska.biz.pl, oferującego profesjonalne formatowanie i korektę prac licencjackich i magisterskich.

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.